BAŁKAŃSKA OLIMPIADA – demokracja czy neodyktatura?

BAŁKAŃSKA OLIMPIADA – demokracja czy neodyktatura?

Ponoć 50 % obywateli polskich opowiedziało się za słusznością nalotów NATO na Jugosławię. Tak mówią sondaże.(?) Przywilejem demokracji jak wiemy są referenda. O przystąpienie Polski do NATO nikt obywateli o zdanie nie pytał. Z kimkolwiek bym nie rozmawiał każdy jest przeciwny bombardowaniu Jugosławii przez Amerykanów. Bo nikt nie ma chyba wątpliwości, że są to ćwiczenia US Army na bałkańskim poligonie. A miało być tak sielankowo.(?) Oczywiście każdy usłyszy, że jest to wojna w obronie humanitaryzmu. Od czego jest telewizornia? Tak jak kiedyś w obronie humanitaryzmu dokonywano czystek etnicznych na Indianach. Ale przecież rezerwaty to nie to samo, co obozy koncentracyjne? Jak Indiańcy przestali już stanowić zagrożenie (przeszkadzać w rozwoju cywilizacji), to na ich trupach znów można było zarobić. Najlepsze Westerny były z Johnem Waynem. Amerykanie umieją też robić szmal na porażkach. Jakże modny jest w dalszym ciągu Rambo. Wietnamczyków przecież nie stać na hollywoodskie projekcje, o tym jak wyrzynali w dżungli obcego najeźdźcę. Być może i na tej wojnie zarobi kiedyś jakiś Spielberg? Za przystąpienie do Sojuszu Polacy będą musieli zapłacić. Jedna taka bombka kosztuje cyrka milion baksów. Zapłacą za to obywatele. Ci bez prawa głosu. Ci, co o tym decydują dostaną jeszcze premie i medale. Obywatele polscy zapłacą większą cenę. Zapłacą za utrzymanie, co najmniej 2000 albańskich uchodźców, których wykurzyły oddziały Slobodana Miloszevicia popędzane szybkością amerykańskich Tomahawków i innych gromów rzucanych przez różnych fruwających Apaczów. Zapłacą również cenę utraty „przyjaźni” Jugosłowiańsko-Polskiej i możliwości urlopowania się u naszych było nie było słowiańskich krewniaków. Ale co nam tam jakieś europejskie przyjaźnie jak my się już Ruskich nie boimy, bo mamy nowych czerwonych braci. Ktoś bierze za te przyjaźnie niezły szmal, my mamy się temu okrucieństwu tylko przyglądać i współczuć. Nasi nowi bracia zakończą ćwiczenia i wyjadą za ocean. Nasi dyktatorzy też mogą w każdej chwili pojechać na urlop na Florydę. Tym, którzy za ich fantazję płacą zawsze pozostaje lazurowy Bałtyk (o ile ten sztorm nie dotrze i tutaj?). Wojna ta – jak już wspomniałem – prowadzona jest ponoć w obronie praw człowieka. Morduje się przecież ludzi w imię humanitaryzmu. Jak się przy okazji oskalpuje parę dzieciaków i tych, którzy są w opozycji do Slobo, to się przeprosi. A Haski Trybunał będzie dla zbrodniarzy. Bo przecież wszystkiemu są winni Serbowie. Od czego jest telewizja i wolne masmedia? Choć wszyscy wiemy, że agresja rodzi agresję za cały exodus obwini się faszystów z Serbii. Cały zaś postępowy świat otoczy bezdomnych Albańczyków troską, rozpropaguje akcje charytatywne i zbierze za to jeszcze laury. Szary Polak nie jest winien temu, co się dzieje w „cywilizowanej” Europie. Wielu Polaków jest bezdomnych, ale w imię solidarności z narodami (wybranymi), muszą się znaleźć w Polsce przybytki dla pokrzywdzonych Albańczyków. Za przybytki te zapłacą szarzy obywatele RP. Oto jesteśmy w telewizji bombardowani różnego rodzaju kontami, na które możemy wpłacać swoje datki i wyznaczane są miejsca na zbiórki darów dla Kosowian, Bo przecież jesteśmy narodem chrześcijańskim. Jak będziemy wyglądać w oczach opinii międzynarodowej? Dzięki takim igrzyskom świat może zobaczyć, że my też mamy swoich Owsiaków i Ochojskie. Naturalnie nie jest to Olimpiada w Moskwie…?

Wojny i bieda są komuś potrzebne. Musi być przecież ruch w interesie. Wojny wywołują generałowie, a giną szeregowcy. Za skutki wojny zapłaci pospólstwo, a szlachta wypije śmietankę.

*  Typuję Geremka do pokojowej nagrody Nobla. *

Wkrótce przyjedzie Papież. W przyszłym roku są wybory prezydenckie. Proletariusze wszystkich partii módlcie się. Naród jest bogobojny i można nim manipulować. Nie za pomocą karabinów. Uruchomcie sondaże. Kto ma media ten ma władzę.

Jelenia Góra, 08.04.1999 r.             

                                                Grzegorz Niedźwiecki

Życie na Marsie czy Armagedon?

Życie na Marsie czy Armagedon?

Kiedy byłem małym chłopcem biegałem po łące i wąchałem stokrotki. Budowałem tamy w strumyku i zachwycałem się zapachem wiosny. Jadłem bułkę (za 50 gr) z masłem i pomidorem i leżąc nad Bobrem wsłuchiwałem się w warkot latających dwupłatowców. I byłem bardzo nieszczęśliwy, bo ksiądz na religii przyłożył mi linijką po łapie, a milicjant wyrzucił wentyli do Bobru za to, że przejechałem po zamkniętym moście. Jak przyszedłem do domu zbyt późno, czy skąpany w kałuży, to ojciec złoił mi skórę wiklinową lub drucianą trzepaczką, bądź też kablem od żelazka tak, że aż syczałem niczym czajnik z gwizdkiem. Och gdyby wówczas były takie niebieskie linie, to bym wyrodnemu ojcu pokazał gdzie raki zimują. Ale skąd ciemny chłop mógł wtedy wiedzieć, że przemocą reformy się nie tworzy?

Jak byłem większy, to chodziłem na czyny społeczne. Zbierałem makulaturę czy złom, siałem trawę i sadziłem drzewka. Zbierałem też znaczki – najlepsze były Radzieckie i Wietnamskie. Byłem bardzo dumny z towarzysza Gierka, Rewolucji Październikowej i jeździłem na saksy (do DDR-u i na Węgry). Wierzyłem w św. Mikołaja, że kiedyś stworzą szczepionkę na nieśmiertelność i że zamieszkamy na Marsie.

I nagle obudziłem się z ręką w nocniku. Gierka chcieli powiesić na latarni, jeden z Hermaszewskich okazał się złodziejem, a Lenina chcą kupić Amerykanie. Mnie nie stać na wczasy, dzieci moje nie wiedzą, co to kolonie letnie, a na naszej ulicy Świadkowie Jehowy budują „świątynię”.

Jakże z nostalgią wspominam dzieciństwo, gdy obserwuję jak mafia przenika dzisiejszą glinę, prokuraturę i sądy. Gdy z mojej krwawicy „umysłowi” tworzą sobie spółki. Wolny rynek to znaczy korupcja, a miliardy zdefraudowanych pieniędzy to pryszcz. „Land Rover” zapada się w asfalt, dom mój systematycznie podlewa powódź. I pomyśleć, że kiedyś skutecznie odstraszył mnie wyrok za włam po lizaki?

Ech, że też mój stary nie był jakimś KC-ykiem i nie wychował mnie na porządnego złodzieja?

Jelenia Góra, kwiecień 1999

Nieortograficzny cham