Teraz Polska

„Teraz Polska” dla folwarku Obrębalskiego

   

Jelenia Góra została laureatem 1 edycji Konkursu „Teraz Polska” w kategorii Gmin Miejskich. Prócz naszego miasta wyróżniono jeszcze osiem gmin o różnej wielkości. Prezydent M. Obrębalski odebrał statuetkę Godła Promocyjnego „Teraz Polska” podczas gali w Teatrze Wielkim w Warszawie. Retransmisję Koncertu Galowego można było obejrzeć we wtorek (22.05) w TVP1 o godzinie 22.00. W roli prezentera wystąpił nasz „ziomek” Tomasz Kammel. Dzień wcześniej, w Belwederze odbyła się uroczystość wręczenia dyplomów gratulacyjnych przedstawicielom laureatów przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.

Celem tej edycji Konkursu było wyłonienie oraz wyróżnienie Godłem „Teraz Polska” najlepszych, pod względem gospodarności oraz atrakcyjności dla mieszkańców i przedsiębiorców, gmin w Polsce z podziałem na kryteria administracyjne i wielkościowe. W trakcie ocen Komisja Ekspertów szczególną uwagę zwracała ponoć na zagadnienia: polityki inwestycyjnej gminy, dostępność do infrastruktury technicznej, sposoby realizacji polityki społecznej, organizację i formę zarządzania Urzędu, oraz zakres działań Urzędu związanych z promocją gminy. Złośliwi mówią, że jedynym warunkiem nominacji było wniesienie opłaty rejestracyjnej w kwocie 500 zł oraz uiszczenie opłaty weryfikacyjnej, która dla Jeleniej Góry wynosiła 5000 PLN. Dodają przy tym, że jest to wyróżnienie fikcyjne, symboliczne, a koszty pośrednie są znacznie wyższe. Inni komentują, iż jest to sukces mieszkańców, albo poprzedniego prezydenta Józefa Kusiaka, po którym śmietankę spija tylko dr Obrębalski.

Patriotyzm lokalny nakazywałby mi powściągliwość w krytyce tego przypadku, ale Bóg jeden wie jak wyglądał wniosek złożony do kapituły konkursu. Rzeczywistość Jeleniej Góry jest bowiem taka, że gospodarność oraz atrakcyjność dla mieszkańców i przedsiębiorców jest tragiczna. Inwestycje najlepiej widać na rozgrzebanych od pół roku drogach miejskich (nota bene któryś raz z kolei ze względu na niedomagania infrastruktury technicznej), politykę społeczną realizuje się również sposobem sobie tylko znanym (nie mającym nic wspólnego z terminami kpa), organizacja i forma zarządzania Urzędu jest także wiecznie w powijakach, a zakres działań Urzędu związanych z promocją gminy najlepiej mogą podziwiać turyści i kibice sportowi wchodzący na Stadion Miejski od ul. Złotniczej. Mieszkańcy odrapanej kamienicy, zaułek W. Pola/Złotnicza, planują zgodnie z przysługującym Laureatom Konkursu uprawnieniem powiesić flagę z napisem „Teraz Polska” na ścianie budynku od strony podwórza po prawej stronie stadionu. Wizytówka będzie ciekawa, godna naśladowania…

Gn

 Jak zamierzali, tak zrobili

Dorosłe dzieci mają żal…

Dorosłe dzieci mają żal…

Pan Andrzej Spólnik jest idealnym przykładem do trawestacji słów legendarnej piosenki zespołu TURBO. Życie wywinęło mu niezły numer – ma zdrowe, śliczne dzieci, ale nie ma z nimi kontaktu. Nawet telefonicznego. W czerwcu 2002 roku Andrzej Spólnik zawiadomił Prokuraturę Rejonową w Jeleniej Górze, iż jego była żona Iwona Zacharczuk oraz jej ojciec Teodozy Zacharczuk uprowadzili małoletnich synów do USA.

Andrzej Spólnik z małżeństwa z Iwoną Spólnik z domu Zacharczuk posiada troje dzieci; Mateusza urodzonego we wrześniu 1997 roku, Rafała urodzonego w marcu 1999 roku i Michała urodzonego we wrześniu 2000 roku. Posiada głęboko w sercu.

W dniu 9.01.2001 roku Dolnośląski Urząd Wojewódzki wydał paszporty dla małoletnich Mateusza, Rafała i Michała Spólnik. Do wniosku o wydanie paszportu dla małoletnich oboje rodzice przedłożyli swą pisemna zgodę. Andrzej Spólnik podpisał zgodę w dniu 4 stycznia 2001 roku w obecności pracownika urzędu z myślą o bliskich wycieczkach.

W tym czasie już przed Sądem Okręgowym w Jeleniej Górze zawisła sprawa o rozwód z powództwa Iwony Spólnik. W lipcu 2001 roku Sąd Okręgowy rozwiązał małżeństwo przez rozwód bez orzekania o winie stron. Władzę rodzicielską powierzył matce dzieci ograniczając władzę rodzicielską ojca do ogólnego wglądu w wychowanie dzieci i prawa współdecydowania w istotnych sprawach dzieci.

Nauczyli go regułek i dat,
Nawbijali mu mądrości do łba,
Powtarzali, co mu wolno, co nie,
Przekonali, co jest dobre, co złe.

W październiku 2001 roku Andrzej Spólnik, przeczuwając najgorsze, poinformował Dolnośląski Urząd Wojewódzki o braku jego zgody na wyjazd dzieci poza granice kraju. Pisma o podobnej treści wysyłał także w grudniu 2001 roku. Jednocześnie wszczął, bezskutecznie, postępowania przed Sądem Rejonowym w Jeleniej Górze o unieważnienie paszportów dla małoletnich Mateusza, Rafała i Michała, co potwierdza notatka Sądu z dnia 12.08.2002 r. do Komisariatu Policji Jelenia Góra Zabobrze. W żadnej ze spraw niestety Sąd Rejonowy nie wydał zastrzeżenia w przedmiocie paszportów małoletnich.

W maju 2002 roku Iwona Zacharczuk, po rozwodzie wróciła do panieńskiego nazwiska, wraz z synami Mateuszem, Rafałem i Michałem otrzymali wizy na pobyt stały w USA. Po otrzymaniu wiz wyjechała wraz dziećmi do Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie mieszka jej ojciec. Żeby było śmieszniej (naturalnie chodzi o uśmiech politowania), w dniu 9 lipca 2002 roku, już po „kidnapingu”, Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze Wydział III Rodzinny i Nieletnich określił kontakty ojca z dziećmi. Iwona Zacharczuk została zobowiązana do wydawania Andrzejowi Spólnikowi małoletnich dzieci w każdą pierwszą, trzecią i piątą, jeżeli jest w miesiącu sobotę miesiąca od godziny 11.00 do godziny 17.00. Przez ocean…?

Odmierzyli jedną miarą mu dzień,
Wyznaczyli czas na pracę i sen.
Nie zostało pominięte już nic,
Tylko jakoś wciąż on nie wie jak żyć.

Oczywiście Prokuratura Rejonowa w Jeleniej Górze wydała postanowienie o umorzeniu dochodzenia w sprawie uprowadzenia przez Iwonę Zacharczuk w miesiącu czerwcu 2002 r. w Jeleniej Górze trzech małoletnich synów Mateusza, Rafała i Michała Spólników do Stanów Zjednoczonych Ameryki, bo i nie mogła inaczej, albowiem jej działania nie wyczerpują znamion art. 211 kk. Stanowi on, że dopuszcza się przestępstwa ten, kto wbrew woli osoby powołanej do opieki lub nadzoru (wiem to z doświadczenia), uprowadza lub zatrzymuje małoletniego poniżej 15 lat. W tym przypadku, zgodnie z treścią wyroku rozwodowego, osobą powołaną do opieki i nadzoru nad małoletnimi była matka małoletnich.

No dobrze, matka nie popełniła przestępstwa w świetle obowiązującego prawa, ale czy nie popełnili grzechu zaniechania, naruszenia bezczynności, a może nawet przestępstwa niedopełnienia obowiązku służbowego funkcjonariusze „Paszportówki” i pracownicy jeleniogórskiego wymiaru sprawiedliwości? Czy to jest polityka prorodzinna?

Nauczyli go, że przyjaźń to fałsz,
Okłamali, że na wszystko jest czas.
Powtarzali, że nie wierzyć to błąd,< br />Przekonali, że spokojny jest dom.

W całej tej historii znacznie więcej miejsca zajmują osobiste dramaty ludzkie. Dorosłych, którzy jak dzieci brutalnie atakują się wzajemnie i obwiniają za rozpad tej podstawowej komórki społecznej jaką jest rodzina. Dzieci, które w dorosłe życie wejdą na takich przykrych doświadczeniach i izolacjonistycznych wzorcach. Do tego dochodzi emocjonalna ingerencja teścia i uwikłanie w ten konflikt osób trzecich. Żadne z oskarżeń Andrzeja Spólnika o przemoc i niegodne czyny nie znalazły potwierdzenia w orzeczeniach prokuratorskich. Bez względu na to, po czyjej stronie jest racja, nie wiem, jakie grzechy trzeba popełnić i nie wyobrażam sobie, jakie sumienie trzeba mieć, żeby skazać człowieka na karę dożywotniego pozbawienia kontaktów ze swoimi dziećmi. To byłaby dla mnie kara nie do zniesienia.

Odmierzyli mu każdy uśmiech i grosz.
Wyznaczyli niepozorny mu los.
Nie zostało pominięte już nic,
Tylko jakoś wciąż on nie wie jak żyć.

Aż chce się zawyć parafrazę refrenu piosenki zespołu TURBO, aby usłyszeli go w Los Angeles – mieście bezprawia (przyp. A.S.):

Dorosłe dzieci mają żal,
Za kiepski przepis na ten świat.
Dorosłe dzieci mają żal,
Że ktoś im tyle dzieci skradł.

Dalsze zwrotki tej ponadczasowej piosenki mogą być też retoryczną puentą tego dramatu:

Więc nauczymy się sami – na złość.

Spróbujemy, może uda się to.

Rozpoczniemy od początku nasz kurs,

Przekonamy się czy twardy ten mur.

 

Odmierzymy ile siły jest w nas.

Wyznaczymy sobie miejsce i czas.

A gdy zmienią się reguły tej gry,

Może w końcu odkryjemy, jak żyć.

 

Dorosłe dzieci mają żal… albo

W Kalifornii deszcz nie pada…

Grzegorz Niedźwiecki
 

 

Ps.

Każdy, kto chciałby w jakikolwiek sposób pomóc panu Andrzejowi, proszony jest o kontakt z autorem reportażu.

Dzieci uczęszczają obecnie do John B. Monlux elementary school street Bellaire ave, North Hollywood.

To była lipa

To była lipa

 

Mieszkańcy ulic Rodzinna i Westerplatte są oburzeni działaniami władz miasta Jeleniej Góry w przedmiocie ochrony środowiska naturalnego. Dnia 5 maja 2007 roku o godzinie 8.30 wycięto ponad stuletnią lipę przy ul. Rodzinnej 1 w Jeleniej Górze. Decyzję nr 91/07 z dnia 30.03.2007 r. podpisała Ewa Tomera – Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa – żona radnego Platformy Obywatelskiej, przewodniczącego Komisji Rozwoju Wiesława Tomery. Opinię w tej sprawie wystawiła ponoć dendrolog M. Kwiatkowska, a na miejscu „gilotyny” byli obecni funkcjonariusze Straży Miejskie, o czym ma zaświadczać wpis do księgi zgłoszeń. Ciekawe, co na to radny Jerzy Pleskot z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, albowiem aktu ścięcia dokonano niemalże na jego oczach, tuż przed oknami jego mieszkania.

Pan Krzysztof Salamon i jego sąsiad mówią, że drzewo było całkiem zdrowe; nie straszne mu były nawet pioruny. Inne, znacznie młodsze położyły wichury, ale tą lipę trzeba było wyciąć, bo jak mówią okoliczni mieszkańcy, ktoś będzie budował garaże w tym miejscu. Okoliczne Wspólnoty Mieszkaniowe zarzucają władzom miasta Jeleniej Góry usunięcie drzewa z naruszeniem art. 83 ust. 1 ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody. Wprawdzie przy korzeniu, jak każdemu stulatkowi, wdarła się już próchnica, ale jak zapewnia pan Salamon i przechodząca sąsiadka z małym dzieckiem, był to celowy sabotaż. Wskazują na drugą młodszą lipę stojącą obok, w której pniu u podstawy nawiercono otwór do środka, aby „dojrzewała”.

Po interwencji mieszkańców, na miejscu tragedii pojawił się nawet jakiś dziennikarz, ale dostał łapówkę od inicjatorów akcji w postaci kawałka lipy na rzeźbę i sobie poszedł. To była stara lipa, albo lipą była decyzja władz miasta Jeleniej Góry…

socjolog

Masz głos, masz wybór

Masz głos, masz wybór

 

OŚWIADCZENIE

 

Ruch Ochrony Praw Obywatelskich i Walki z Korupcją rezygnuje z uczestniczenia w akcji „Masz głos, masz wybór” w koalicji z podmiotami, które opacznie rozumują inicjatywę Fundacji im. Stefana Batorego i Stowarzyszenia Szkoła Liderów. Według naszej wiedzy przedmiotem akcji nie ma być wyręczanie społeczne (a właściwie z żądzy pozyskania grantów w wysokości 2000 zł) działu Public Relations samorządu i tworzenie dodatkowego zaplecza politycznego promującego Prezydenta Miasta Jeleniej Góry dr Marka Obrębalskiego lecz pluralistyczne debaty publiczne rozważające argumenty i postulaty różnych środowisk. Jeleniogórskie organizacje uczestniczące, które w swoich szyldach mają burzenie wszelkich barier i wyrównywanie szans, obronę praw człowieka i obywatela, pomoc słabszym i walkę z bezrobociem oraz „wiosenne odkwaszanie organizmu”, nie mogą odwrotnie spełniać swojej roli, działać przeciw swoim programom i statutowym celom. Nie identyfikujemy się z ludźmi, którzy dla „sztucznego tłoku”, zawłaszczają pozytywne symbole, tworzą i mnożą fikcyjne podmioty – dopisują naprędce nowych uczestników akcji takich jak fałszywy[1] oddział Polskiej Ligi Obrony Praw Człowieka. Gros ze zgłoszonych do akcji w naszym regionie podmiotów w rzeczywistości powiązanych jest strukturalnie, osobowo i materialnie z wąskim kręgiem tych samych osób wokół Dworku „Czarne” i nielegalnego (postępowanie o eksmisję z lokalu przy ul Złotniczej 8 w toku) Biura Porad Obywatelskich. Byłoby rzeczą nieetyczną i niemoralną wobec społeczeństwa kreowanie się na ich reprezentantów, a realizowanie w rzeczywistości interesu władz miasta o czym jawnie się mówi na spotkaniach organizatorów. Nie sposób pominąć faktu, że wszystkie „bratnie” organizacje nie mają żadnej legitymacji do prowadzenia monitoringu realizacji jakichkolwiek zobowiązań Prezydenta (przez niego zresztą dowolnie określonych) ponieważ są one w konflikcie interesów z Miastem. Pomijając Stowarzyszenie „Wspólne Miasto”, które wraz ze swoimi radnymi jawnie stoi w opozycji do opcji rządzącej miastem (PO), to wszystkie pozostałe organizacje były w przeszłości w jakimś stopniu dotowane, wspierane i mają swoich ukrytych przedstawicieli w Radzie Miejskiej Jeleniej Góry (Grażyna Pawlukiewicz-Rehlis), czy też są powiązane z władzą (Z-cą Prezydenta Miasta Jerzym Łużniakiem) zależnościami w Fundacji Kultury Ekologicznej przy „gościnnej” ul. Strumykowej 2 na „Czarnem” i innych komisjach (radach ławniczych). Nie są wiarygodnymi partnerami akcji ludzie, którzy chcą prowadzić debaty i monitoring działań Prezydenta Miasta, a które same mają różne postępowania sądowe o naruszenie praw wobec członków Wspólnot Mieszkaniowych i Miasta Jeleniej Góry jak Danuta Rybicka-Jakubiec. Nie po drodze nam z ludźmi, którzy są zadowoleni z obecnego stanu rzeczy w mieście i z góry zakładają, że niedopuszczalne jest zadawanie niewygodnych pytań Prezydentowi Miasta Jeleniej Góry. To jest jawne oszukiwanie lokalnego społeczeństwa, fikcyjny dialog społeczny. Przepraszamy za swego rodzaju bojkot akcji, ale brzydzimy się obłudą i zakłamaniem. Żałujemy zasłużonego Karkonoskiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych i dziwimy się prezesowi Stanisławowi Schubertowi, że legitymizuje swoją osobą haniebne działania lipnych organizacji. Nie mogą wymagać od Prezydenta Miasta przejrzystości życia publicznego organizacje, które same łamią prawo, mają niejasny status prawny i fałszywe lokalizacje.

Mamy głos i mamy wybór. Wybraliśmy lojalność wobec mieszkańców Jeleniej Góry.

 

Z up. prezesa

Sekretarz ROPOiWzK

Barbara Biedak

Dialog z redakcją

Dialog z redakcją

 

bs76@interia.pl napisał:

Dzień dobry. Mieszkam na Zabobrzu przy ul.Szymanowskiego 1. Od kilku lat proszę o stworzenie placu zabaw dla dzieci miedzy budynkami. Kilka lat temu Prezydent miasta wyraził zgodę na stworzenie takiego placu, mam to na piśmie, wykonać miał wówczas ZGM, ale nikt do dziś nie wywiązał się z zadania. W ubiegłym roku pisałam do naszych władz ponownie, ale otrzymałam odpowiedź negatywną, że nie przewiduje się placu zabaw i na dodatek poinformowali mnie, że wszędzie są już wspólnoty mieszkaniowe i placu zabaw nie będzie w ogóle. Czy znajdzie się ktoś, kto wyegzekwuje to, co było już obiecane, gdzie mają bawić się dzieci? Proszę o pomoc w tej sprawie.

Beata Słoma

 

Witam serdecznie,

Odpowiedź tą pozwoliłem sobie skierować do wiadomości miłościwie nam panujących władz miejskich.

Tak się składa, że Szymanowskiego 1 to cała moja historia – wychowywałem się tam od 4 roku życia do wyjścia z domu. Do dziś mieszka tam jeszcze moja mama. Kiedyś był tam plac zabaw – sam go „dewastowałem”;-) Huśtawki, karuzela, drabinki i słynny kanał. Jeździliśmy wytyczoną trasą na rowerach, bawiliśmy się na trzepaku i w chowanego po piwnicach…  Jeszcze lepszy park był między 3-ka a 5-ką, ale wiadomo – to były bloki wojskowe. Lodowisko i Mikołajki nie dla wszystkich były tam dostępne. Graliśmy zatem u siebie w kolarzy, „Mauza”, dziewczynki grały w klasy, w gumę, skakały na skakance… Czuliśmy się bezpiecznie i było wesoło. Dziś są inne czasy – bardziej „cywilizowane”. Każdy dba o swoje podwórko, szyby… Może warto dogadać się ze wspólnota z 3-ki i stworzyć coś dla milusińskich, a może władze znajdą jakiś pomysł…

Pozdrawiam serdecznie

Grzegorz Niedźwiecki

Ps.

Za Pani zgodą mogę umieścić ten dialog na stronach ROPOiWzK, swoim blogu i opublikować w Gazecie Powiatowej. Czekam na odpowiedź.

 

Dzień Dobry, dziękuję Panu za odpowiedź.

Cieszę się, że może ktoś w końcu pomoże mi w walce o coś dla najmłodszych. Bo dzieciom też się coś od życia należy. Zgodnie z przepisami to przy budynkach wielorodzinnych powinny być wyznaczone i stworzone miejsca do zabawy dla dzieci. Każde pokolenie potrzebuje się wybawić, tylko starsi, którzy już odchowali swoje pociechy zapominają o tym. Jeśli będzie potrzeba to zrobię kopię tych dokumentów, które posiadam i dostarczę gdzie potrzeba. Chętnie wyrażam zgodę na opublikowanie tego tekstu.

                                               Beata Słoma, nr telef. 663110998

Jeleniogórski Kluska

Jeleniogórski Kluska

Pan Adam Dudek, rolnik-przedsiębiorca budowlany z Jeżowa Sudeckiego, postanowił przed pięciu laty zainwestować w gospodarstwo agroturystyczne, a konkretnie w ośrodek rekreacyjny z parkingami, brodzikami dla dzieci i grilowiskami dla mieszkańców pobliskiej aglomeracji miejskiej, a zwłaszcza kilkudziesięciotysięcznego osiedla Zabobrze w Jeleniej Górze. Posiada odpowiednie tereny gruntów położone wokół pięknych stawów hodowlanych. Przygotował projekt i przystąpił do rekultywacji gruntu, niwelowania swojego terenu. Część nadwyżki ziemi zmagazynował na pobliskiej skarpie i grobli, część oddał za darmo okolicznym rolnikom, a resztę wykorzystał dla polepszenia parametrów dziurawej jak ser szwajcarski gminnej drogi dojazdowej do przedmiotowych działek, wyręczając tym samym biednych urzędników.

Ci zamiast być wdzięczni społecznikowi, przeprowadzili kontrolę w dniu 28 sierpnia 2003 roku na przedmiotowym terenie i wykonali samowolnie Operat pomiarowo-obliczeniowy ubytku mas ziemnych na terenie działek należących do państwa Stanisławy i Adama Dudek.

Skutkiem powyższego w dniu 14 stycznia 2005 roku Starosta Jeleniogórski wydał decyzję orzekającą wymierzyć panu Adamowi Dudkowi opłatę eksploatacyjną w wysokości 436.227,20 zł, z czego 60% należało wpłacić na konto Urzędu Gminy Jeżów Sudecki, a 40% stanowił ponoć dochód Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie. Żądano również w odrębnym postanowieniu zwrotu kosztów urzędowego postępowania w kwocie 1.952 zł, z czego pan Adam Dudek się wybronił.

Decyzję merytoryczną wydano na podstawie, uwaga… ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. „Prawo geologiczne i górnicze” w związku z „wydobywaniem kopaliny bez wymaganej koncesji”, mimo iż „przedsiębiorcy” naszemu czynność ta nie przyniosła żadnej korzyści gospodarczej. Pominę w tym reportażu ilość „kopaliny”, jaką wyliczono niechcianemu biznesmenowi. Zaznaczyć jednak należy, że dla przedmiotowego terenu już dnia 12 listopada 2002 r. Wójt Gminy Jeżów Sudecki na wniosek państwa Dudek wydał decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu dla inwestycji agroturystycznej, polegającej na budowie trzech brodzików rekreacyjnych i grilowisk. W dniu 17 stycznia 2004 r. Starosta Jeleniogórski wydał zaś stosowne pozwolenie na budowę tej inwestycji nie warunkując w nim wykonania jakichkolwiek zobowiązań.

Pan Adam Dudek wstrzymał się jednak z inwestycją, bo nie wie czy stać go będzie na dokończenie jej i jakie niespodzianki czekają go jeszcze w przyszłości, a władze powiatu nie zamierzają odstąpić od egzekucji i przyznać się do błędu, bo określoną kwotę wpisały już ponoć do budżetu. Dla Starosty Jeleniogórskiego Jacka Włodygi nie ma znaczenia, że przedmiotem wydobycia było kruszywo naturalne, którego nie ujęto w załączniku do rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 18.12.2001 r. w sprawie stawek opłat eksploatacyjnych. Decyzje represyjne (przyp. wł.) z up. Starosty podpisał Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska – Piotr Włodarkiewicz. W powyższych sprawach orzekał już na niekorzyść państwa Dudek Wojewoda Dolnośląski i Minister Środowiska, nie znajdując podstaw do uchylenia decyzji władz powiatu jeleniogórskiego. Po drodze trwały targi o przywrócenie (niesłusznie – przyp. A.D.) terminów i o wznowienie postępowania, w efekcie czego Wojewoda Dolnośląski uchylił w całości decyzje, a Starosta wznowił w końcu postępowanie.

Uparty rolnik, nie życzył sobie żadnego operatu, ale był zmuszony zasięgnąć na własny koszt porady u profesorów Instytutu Nauk Geologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Dr hab. prof. Andrzej Solecki w opinii swej jednoznacznie podważył zasadność wydania decyzji Starosty Jeleniogórskiego w tej sprawie wskazując, że przywołana ustawa „Określa zasady i warunki wydobywania i ochrony kopalin ze złóż” i precyzuje, że „złożem kopaliny jest takie nagromadzenie minerałów i skał… których wydobywanie może przynieść korzyść gospodarczą”. W obszarze powołanych działek – pisze dalej prof. Solecki, który kilkakrotnie był wraz z ekspertem geologiem dr Wojciechem Śliwińskim na wizji lokalnej tego terenu – nie istnieje żadne złoże kopaliny, którą można by określić mianem kruszywa naturalnego, co więcej taka kategoria kopalin nie istnieje w świetle Rozporządzenia RM z dnia 2001.12.18 w oparciu o jakie naliczono wysokość opłaty. Stawka 0,46 zł za tonę, na którą powołano się przy wyliczeniach ma zastosowanie do piasku i żwiru i została zmieniona na 0,41 za tonę na mocy Rozporządzenia RM z dnia 2003.10.27. Pobrany do analizy materiał z wyrobiska o średnicy nie przekraczającej 50 m ma charakter niewysortowanego rumoszu skalnego silnie zailonego, gdzie udział frakcji żwirowej i piaszczystej nie przekracza kilku procent. Wynajęci przez pana Dudka eksperci w swojej opinii mają wiele innych zastrzeżeń dotyczących dokumentacji kartograficznej, metodologii obliczania kubatury, nie istniejących rzędnych terenu na załączonej mapie z 1979 r., braku innych wiarygodnych źródeł i nie uwzględnienie naturalnych procesów erozji na skutek zjawisk meteorologicznych (katastrofalna powódź z 1997 roku). Na nic się zdają opinie uniwersyteckich autorytetów, nasi lokalni „eksperci” i włodarze maja własne zdanie, albo interes w tej sprawie. Nawet mimo przeprowadzonych rozpraw administracyjnych z udziałem naukowców – Członków Komisji Zasobów Kopalin przy Ministrze Środowiska, którzy wytknęli rażące błędy w sztuce (niedokładny – interpolacyjny – charakter materiałów), niekompetencyjność geodety lecz geologa jako uprawnionego do sporządzenia dokumentacji mierniczo-geologicznej będącej podstawą decyzji i w ogóle nietrafność ocen zarówno pod względem prawnym jak i geologiczno-merytorycznym – urzędnicy Starostwa trwają przy swoim.

Obecnie sprawa zawisła w Samorządowym Kolegium Odwoławczym w Jeleniej Górze, a niżej podpisany zawiadomił „górę”.

W okolicach Jeleniej Góry mamy kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset stawów hodowlanych i smażalni rybek. Ciekawe ilu z właścicieli musiało zapłacić frycowe za wykopanie dołów? Uważajcie też właściciele wszelkich budowli i domków jednorodzinnych, bo w myśl konstytucyjnej równości wszystkich wobec prawa, nie znacie dnia i godziny, kiedy możecie otrzymać rachunek (w wysokości os
iemdziesięciokrotnej stawki opłaty eksploatacyjnej) za urobek kopaliny pod fundamenty.

Morał z tej bajki wydaje się banalny.

Dlaczego kraj nasz nie rośnie w siłę, a ludziom nie żyje się dostatniej? Bo mamy takich wójtów i starostów oraz, póki co, organy nadzoru, ścigania i wymiar sprawiedliwości.

Grzegorz Niedźwiecki

Ps.

Pan Adam Dudek był lokalnym dysydentem Solidarnościowym i wieloletnim banitą politycznym. Zna „Pakiet Kluski”, ale uważa, że jest on zbyt skromny dla zachęcania do powrotu imigrantów i rozwijania własnej działalności gospodarczej. Opracowuje już własną koncepcję pakietu.

Anomalia szpitala

Dzień dobry

Zwracam się do Pana w następującej sprawie:

W prawie każdym numerze Nowin Jeleniogórskich, jest błagalne ogłoszenie dyrektora Szpitala w Jeleniej Górze o odpisanie 1% z podatku na rzecz Szpitala: pieniądze potrzebne: na Tomograf komputerowy, nowy sprzęt do endoskopii, odział onkologii itp., itp.

Szpital nie ma pieniędzy!!?, Przypadkiem dowiedziałem się, że pan dyrektor świadomie zrezygnował, tak pi x oko z kilkuset tysięcy rocznie.

Jak to jest, w tym nieszczęsnym jeleniogórskim szpitalu nie robi się analiz krwi, moczu z działających w Jeleniej Górze przychodni lekarskich, tylko pobrany materiał do badań jest codziennie wysyłany do laboratoriów w: Wrocławiu, Wałbrzychu, Legnicy, Jaworze? Jeżeli pobrana krew dotrze do np. Wałbrzycha za kilka godzin to wynik analizy można sobie w buty wsadzić (Prawie wszystkie analizy krwi należy wykonać w czasie nie dłuższym niż 2-4 godziny).

Jako przewlekle chory, jestem zmuszony często korzystać odpłatnie z usług szpitalnego laboratorium w JG, bo mam pewność, że krew pójdzie do badania natychmiast i wynik będzie w 100% pewny. Wiszące w poczekalni certyfikaty dobrze świadczą o jakości pracy tego laboratorium. Wisiały, bo teraz je zdjęto.

Przecież to, co najmniej paranoja, pobrana do probówki krew, cały czas „żyje”. Co mi z tego, że tamci dokładnie wykonają badania, jak po paru godzinach od momentu pobrania krwi jej parametry się zmienią. Lekarz zaordynuje kurację wg otrzymanego wyniku a potem martw się człowieku, dlaczego leki nie skutkują.

Tamtym laboratoriom opłaca się codziennie wozić krew po kilkadziesiąt kilometrów i jeszcze na tym zarabiać. Kilka lat temu wszystkie Jeleniogórskie POZ’ety, robiły badania w Szpitalnym laboratorium. Ciekawe, dlaczego pan dyrektor nie podpisał umów z jeleniogórskimi POZ’tami. W przychodni na Wiejskiej codziennie pobiera się krew u kilkudziesięciu pacjentów, a inne przychodnie?? Przecież to mogłaby być całkiem niezła suma do zarobienia w ciągu roku. Niech to będzie nawet 100,00 zł dzienne na czysto, to razy ilość „dni pobraniowych” – kupa forsy w obce ręce.

Panu dyrektorowi i tak zwanemu działowi marketingu (jak Boga kocham jest taki w szpitalu) się nie opłaca? Opłacało się za to dyrekcji szpitala zlikwidować pralnię, bo podobnież była nieopłacalna i zwolnić przy tym kilkanaście osób. Była szpitalna pralnia mogła oprać przy odpowiednim marketingu pół Jeleniej Góry i jeszcze by na tym zarobiła.

Lepiej wozić zasr….ą pościel do pralni we Wrocławiu. Nawiasem mówiąc wrocławska pralnia ma taką samą maszynę pralniczą jaka jest w Jeleniej Górze tylko 2 lata młodszą.

Pewnie tą samą regułą kierują się w przypadku krwi, Zwolnią z pracy kilka osób z laboratorium i już nie będzie przynosiło strat, kilka osób pójdzie na zasiłek, ale to pieniądze z innej bajki.

Pozdrowienia

wk…y- pacjent

Ps

Mam jeszcze kilka uwag, co do szpitala, ale to może innym razem.

 

Miałem sen

Miałem sen

Patrzę na swojego Patek Philippe’a, już ósma, czas jechać do firmy. Zakładam Zeissy przeciwsłoneczne, garnitur firmy Twins i wsiadam do swojego srebrnego  Rolls-Royce’a. Drzwi mi otworzył czarny jak smoła kierowca i pojechaliśmy po gładkich jak stół jeleniogórskich ulicach. Zatrzymaliśmy się w McDonald’s Drive, zapakowaliśmy Tortille śniadaniową i dużego Shake’a, poczym ruszyliśmy z piskiem opon za miasto. A co mi tam, gdzie się będę spieszył – pomyślałem. Wstąpimy jeszcze do klubu golfowego powiedziałem przez zestaw głośno mówiący do fagasa w czapce z daszkiem siedzącego za szybą odgradzającą kabinę kierowcy. Akurat koledzy biznesmeni mieli ucztę z bażanta polewanego miodem, zakrapianą prosto z magyarskich piwnic byczą krwią podawaną w chińskiej porcelanie, a na stołach obok w kręgielni tańczyły brazylijską sambę azjatyckie rusałki w stroju topless. – Dzień dobry panie prezesie – kłaniają mi się z daleka wydekoltowane callgirls. Tak mi było dobrze, że zadzwoniłem na pager do firmy o urlop, gdzie byłem szefem. Niech robią niewolnicy ze wschodu za mannę z nieba – uśmiechnąłem się. W perspektywie miałem bowiem całonocne orgie po amerykańskiej viagrze w pałacu z włoskiego marmuru i szwedzkiej blachy. Zdążę się jeszcze odprężyć w swojej rzymskiej łaźni parowej, do której akweduktami spływa górska woda źródlana, a nazajutrz poczytam sobie prasę internetową, pooglądam filmy na telebimie, rozpierając się w fotelu z Ludwika XIV w swojej posiadłości ogrzewanej ekologicznie. Najlepiej robi mi zawsze tajski masaż przy kominku i wiedeńskiej muzyce leżąc na skórze z niedźwiedzia – westchnąłem. Co ja mam z tymi pieniędzmi robić?

– Wstawaj już szósta stary capie! Ktoś mnie szarpie za rękę…

– Bierz wózek i jedź na rewir, bo ci koledzy wszystkie puszki posprzątają i z czego będziemy żyli dziadu! – Dziś masz termin do MOPS-u i PUP! – słyszę wyraźnie głos mojej Wandzi. Och kurcze, to wszystko był tylko sen…

– Po co mnie kur… obudziłaś!

Nakryłem głowę poduszką…

socjolog