O wyższości picia alkoholu nad paleniem papierosów

O wyższości picia alkoholu nad paleniem papierosów

 

Tak sobie siedzę i myślę. Lubię piwo, choć rosnę w szerz, ale nie palę papierosów, bo uwielbiam się całować. Lubię się całować, ale nigdy z „popielniczką”. Uważam, że kobiety to anioły i powinny być czyste, pachnące, smaczne. Facet, to inna sprawa, czasem musi się spocić, może się nie ogolić, bo to taki wół do roboty. Może się nawet od czasu do czasu upić na umór, byleby nie pchał się kobiecie do łóżka. Wówczas może zapomnieć o całowaniu. Ale gdy wytrzeźwieje, to powinien użyć wody, Giorgio Armani Acqua i potem do kobiety. Oczywiście czystej, nie po umyciu zębów, ale na co dzień. Nie palącej. Palenie, to taki prymitywizm, próżność połączona z brakiem higieny. To dobre dla starych Indian i szamanów. Najbardziej mnie śmieszą kobiety, które ubierają się w modne ciuchy, wystawiają opalony pępek, chodzą do fryzjera i stosują kosmetyki na twarz, a zaraz po wyjściu z fitnes studio jarają jointa na ulicy. Błe! Szkoda mojego języka na taką laskę, nie wspomnę już o coraz bardziej wiotczejących piersiach kobiety i nie daj Boże raku sutka.

Tak więc (może to naiwne) nie ma dwóch zdań, z obu nałogów wolę już picie alkoholu. Oczywiście też nie na co dzień, z umiarem, bez ciągów i delirek… Alkohol przynajmniej zaszumi w głowie, pozwoli na chwilę realnie odlecieć z tego świata; piją go ludzie z wysokim IQ. W niektórych formach i odpowiednich dawkach bywa nawet leczniczy. Papierosy natomiast palą moim zdaniem ludzie prości. Wpuszczać świadomie smołę do organizmu, fetor na ciuchy, firanki, meble i całe otoczenie, dla szpanu (na początku), to trzeba naprawdę nie mieć rozumu. Alkohol dodaje odwagi, ośmiela, zobojętnia, ale fajki zatruwają wszystkich dookoła i co najważniejsze – zabijają smak kobiecego języka…

socjolog