Wszystkie wpisy, których autorem jest g.niedzwiecki

Przeminęło z wiekiem

Przeminęło z wiekiem

(esej polski)

Było sobie małżeństwo Kowalskich. Mieszkali u rodziców Kowalskiej. Od pewnego czasu Kowalska stała się bardzo zazdrosna o Kowalskiego. Kowalski nie potrafi uszanować Kowalskiej. Już nie potrafi. Grozi im rozwód. Mają kilkoro dzieci i wspólne interesy. Kowalska mówi, że kocha Kowalskiego, ale czy może z nim żyć, gdy ten ją wyzywa od k…. i poniewiera przy dzieciach? Kim jest Kowalski? Dlaczego tak postępuje? Kim jest Kowalska?

Kowalski jest tym, kim był przez całe życie. Kowalska jest od paru miesięcy inną kobietą. Czy Kowalski od paru miesięcy oszukuje Kowalską? Jak to możliwe, skoro się nigdy nie zmienił? Może oszukiwał ją już w przeszłości? Dlaczego Kowalska to wcześniej tolerowała? Może Kowalska była „ślepa”? A może cierpi bezpodstawnie tylko na jakąś fobię?

Kowalski to wrażliwy chłop. Naczytał się w życiu różnych de Mello, czy innych guru, co chcieli zbawiać świat. Ma wiele ukrytych talentów, których nie potrafi wykorzystać. Z tego powodu, raz jest doktorem Jekylle, a raz panem Hyde. Najchętniej zostałby pustelnikiem, bo go to wszystko przerasta, ale jest zbyt nadpobudliwy. Nie chodzi tu o seks. Lubi po prostu mieć nadmiar adrenaliny, być podziwianym i żyć stale w kręgu zainteresowanych nim osób. Jest typem dobrze usocjalizowanym i egocentrykiem. Był nim zawsze. Lubi się cieszyć szacunkiem drugiego człowieka. Kowalska od paru miesięcy suszy mu z tego powodu głowę. Pali wszelkie mosty, skłóca ze swoją rodziną (ma ciężkie życie w jej domu) i napuszcza jego rodziców własnych. Poróżnia go ze wszystkimi i staje się despotyczna. Jednym słowem, rujnuje jemu i sobie życie. Chce go zniewolić i wszystko zniszczyć. Jest okrutną heterą. A może poczuła się nagle zagrożona, niedowartościowana?

Kowalska mówi, że kocha Kowalskiego i chce ratować małżeństwo. Jeśli się kogoś kocha, to się go zdobywa, adoruje, a nie torpeduje z każdej strony. Kowalska nie ogląda chyba, lub nie rozumie, filmów o miłości. Emocje i zemsta są złym doradcą. Gdyby Scarlett O’hara biła Reda Buttlera po twarzy, niszczyła jego dobra materialne i osobiste, wzbudzała nienawiść dzieci do ojca, to czy mogłaby liczyć na jego miłość? Czy mogliby z podniesioną głową kroczyć razem po ulicy? Red Buttler poszedłby z taką do łóżka już chyba tylko z litości. Czy pozbawiając człowieka szacunku w oczach innych ludzi, rodziny, czy nawet „przyjaciółek”, można liczyć na jego szacunek? Czy zazdrość i walka na „noże” może uleczyć chorą komórkę? Alkoholikowi nie wylewa się wódki do zlewu. Alkoholika się ignoruje. Zostawia się sam na sam z jego problemami. Poczucie winy tylko, a nie bezpieczeństwa, może go uzdrowić.

Kowalski jest Lwem. Jest dzikim zwierzęciem, które całe życie żyło na wolności. Nie potrafi żyć non stop w klatce. Dobry hodowca rozpieszcza swoje zwierzę. Jest lepszym pasterzem od innych. Głaszcze je. Jeśli zwierzę zamyka się w coraz ciaśniejszej klatce, przygniata, bije i „morzy głodem”, to zwierze takie w końcu pożre swego tresera. Dzikie zwierzę nie poradzi sobie na wolności. Wystarczy otworzyć klatkę. Zawsze wróci do najlepszego pana.

Dzikie (udomowione) zwierzę, takie jak Kowalski, już się nie zmieni. Będzie nadal dbało o swój image. Może Kowalska powinna się leczyć z zazdrości, albo na powrót „oślepnąć”? Jeśli Kowalski się już nie zmieni, a Kowalska tego nie zaakceptuje, to się kiedyś pozabijają. Im bardziej się komuś szkodzi, tym bardziej ta druga osoba jej brzydnie.

Kowalski nie kocha Kowalskiej. Kowalski nie kocha nikogo. Kowalski kochał kiedyś Kowalską wyjątkowo, ale dziś jest coraz częściej panem Hyde. Nie boi się samotności. Im bardziej świat i otoczenie stanie się dla niego złym, tym bardziej on sam będzie gorszym. Dobra żona nie musi zdobywać, ani rywalizować o męża. Męża się ma. Żona ma akceptować męża. Dobry mąż zawsze to doceni. Zły mąż nie jest wart żadnej miłości.

Nie ma tu miejsca na jakikolwiek kompromis. Kowalska cierpi na własne życzenie. Czy łatwiej jest stare drzewo przesadzić, czy założyć wytartą maskę? Kowalski – Lew – Red Buttler, nie poradzi sobie na wolności…

Wybór należy do Kowalskiej…

Socjolog

BAŁKAŃSKA OLIMPIADA – demokracja czy neodyktatura?

BAŁKAŃSKA OLIMPIADA – demokracja czy neodyktatura?

Ponoć 50 % obywateli polskich opowiedziało się za słusznością nalotów NATO na Jugosławię. Tak mówią sondaże.(?) Przywilejem demokracji jak wiemy są referenda. O przystąpienie Polski do NATO nikt obywateli o zdanie nie pytał. Z kimkolwiek bym nie rozmawiał każdy jest przeciwny bombardowaniu Jugosławii przez Amerykanów. Bo nikt nie ma chyba wątpliwości, że są to ćwiczenia US Army na bałkańskim poligonie. A miało być tak sielankowo.(?) Oczywiście każdy usłyszy, że jest to wojna w obronie humanitaryzmu. Od czego jest telewizornia? Tak jak kiedyś w obronie humanitaryzmu dokonywano czystek etnicznych na Indianach. Ale przecież rezerwaty to nie to samo, co obozy koncentracyjne? Jak Indiańcy przestali już stanowić zagrożenie (przeszkadzać w rozwoju cywilizacji), to na ich trupach znów można było zarobić. Najlepsze Westerny były z Johnem Waynem. Amerykanie umieją też robić szmal na porażkach. Jakże modny jest w dalszym ciągu Rambo. Wietnamczyków przecież nie stać na hollywoodskie projekcje, o tym jak wyrzynali w dżungli obcego najeźdźcę. Być może i na tej wojnie zarobi kiedyś jakiś Spielberg? Za przystąpienie do Sojuszu Polacy będą musieli zapłacić. Jedna taka bombka kosztuje cyrka milion baksów. Zapłacą za to obywatele. Ci bez prawa głosu. Ci, co o tym decydują dostaną jeszcze premie i medale. Obywatele polscy zapłacą większą cenę. Zapłacą za utrzymanie, co najmniej 2000 albańskich uchodźców, których wykurzyły oddziały Slobodana Miloszevicia popędzane szybkością amerykańskich Tomahawków i innych gromów rzucanych przez różnych fruwających Apaczów. Zapłacą również cenę utraty „przyjaźni” Jugosłowiańsko-Polskiej i możliwości urlopowania się u naszych było nie było słowiańskich krewniaków. Ale co nam tam jakieś europejskie przyjaźnie jak my się już Ruskich nie boimy, bo mamy nowych czerwonych braci. Ktoś bierze za te przyjaźnie niezły szmal, my mamy się temu okrucieństwu tylko przyglądać i współczuć. Nasi nowi bracia zakończą ćwiczenia i wyjadą za ocean. Nasi dyktatorzy też mogą w każdej chwili pojechać na urlop na Florydę. Tym, którzy za ich fantazję płacą zawsze pozostaje lazurowy Bałtyk (o ile ten sztorm nie dotrze i tutaj?). Wojna ta – jak już wspomniałem – prowadzona jest ponoć w obronie praw człowieka. Morduje się przecież ludzi w imię humanitaryzmu. Jak się przy okazji oskalpuje parę dzieciaków i tych, którzy są w opozycji do Slobo, to się przeprosi. A Haski Trybunał będzie dla zbrodniarzy. Bo przecież wszystkiemu są winni Serbowie. Od czego jest telewizja i wolne masmedia? Choć wszyscy wiemy, że agresja rodzi agresję za cały exodus obwini się faszystów z Serbii. Cały zaś postępowy świat otoczy bezdomnych Albańczyków troską, rozpropaguje akcje charytatywne i zbierze za to jeszcze laury. Szary Polak nie jest winien temu, co się dzieje w „cywilizowanej” Europie. Wielu Polaków jest bezdomnych, ale w imię solidarności z narodami (wybranymi), muszą się znaleźć w Polsce przybytki dla pokrzywdzonych Albańczyków. Za przybytki te zapłacą szarzy obywatele RP. Oto jesteśmy w telewizji bombardowani różnego rodzaju kontami, na które możemy wpłacać swoje datki i wyznaczane są miejsca na zbiórki darów dla Kosowian, Bo przecież jesteśmy narodem chrześcijańskim. Jak będziemy wyglądać w oczach opinii międzynarodowej? Dzięki takim igrzyskom świat może zobaczyć, że my też mamy swoich Owsiaków i Ochojskie. Naturalnie nie jest to Olimpiada w Moskwie…?

Wojny i bieda są komuś potrzebne. Musi być przecież ruch w interesie. Wojny wywołują generałowie, a giną szeregowcy. Za skutki wojny zapłaci pospólstwo, a szlachta wypije śmietankę.

*  Typuję Geremka do pokojowej nagrody Nobla. *

Wkrótce przyjedzie Papież. W przyszłym roku są wybory prezydenckie. Proletariusze wszystkich partii módlcie się. Naród jest bogobojny i można nim manipulować. Nie za pomocą karabinów. Uruchomcie sondaże. Kto ma media ten ma władzę.

Jelenia Góra, 08.04.1999 r.             

                                                Grzegorz Niedźwiecki

Życie na Marsie czy Armagedon?

Życie na Marsie czy Armagedon?

Kiedy byłem małym chłopcem biegałem po łące i wąchałem stokrotki. Budowałem tamy w strumyku i zachwycałem się zapachem wiosny. Jadłem bułkę (za 50 gr) z masłem i pomidorem i leżąc nad Bobrem wsłuchiwałem się w warkot latających dwupłatowców. I byłem bardzo nieszczęśliwy, bo ksiądz na religii przyłożył mi linijką po łapie, a milicjant wyrzucił wentyli do Bobru za to, że przejechałem po zamkniętym moście. Jak przyszedłem do domu zbyt późno, czy skąpany w kałuży, to ojciec złoił mi skórę wiklinową lub drucianą trzepaczką, bądź też kablem od żelazka tak, że aż syczałem niczym czajnik z gwizdkiem. Och gdyby wówczas były takie niebieskie linie, to bym wyrodnemu ojcu pokazał gdzie raki zimują. Ale skąd ciemny chłop mógł wtedy wiedzieć, że przemocą reformy się nie tworzy?

Jak byłem większy, to chodziłem na czyny społeczne. Zbierałem makulaturę czy złom, siałem trawę i sadziłem drzewka. Zbierałem też znaczki – najlepsze były Radzieckie i Wietnamskie. Byłem bardzo dumny z towarzysza Gierka, Rewolucji Październikowej i jeździłem na saksy (do DDR-u i na Węgry). Wierzyłem w św. Mikołaja, że kiedyś stworzą szczepionkę na nieśmiertelność i że zamieszkamy na Marsie.

I nagle obudziłem się z ręką w nocniku. Gierka chcieli powiesić na latarni, jeden z Hermaszewskich okazał się złodziejem, a Lenina chcą kupić Amerykanie. Mnie nie stać na wczasy, dzieci moje nie wiedzą, co to kolonie letnie, a na naszej ulicy Świadkowie Jehowy budują „świątynię”.

Jakże z nostalgią wspominam dzieciństwo, gdy obserwuję jak mafia przenika dzisiejszą glinę, prokuraturę i sądy. Gdy z mojej krwawicy „umysłowi” tworzą sobie spółki. Wolny rynek to znaczy korupcja, a miliardy zdefraudowanych pieniędzy to pryszcz. „Land Rover” zapada się w asfalt, dom mój systematycznie podlewa powódź. I pomyśleć, że kiedyś skutecznie odstraszył mnie wyrok za włam po lizaki?

Ech, że też mój stary nie był jakimś KC-ykiem i nie wychował mnie na porządnego złodzieja?

Jelenia Góra, kwiecień 1999

Nieortograficzny cham