Gdybym był Prezydentem

Gdybym był Prezydentem

Zadaję sobie czasem to pytanie w kontekście niezbyt ciekawej sytuacji społeczno-gosopodarczej mojego miasta. Szukałem, szukam i nie znajduję przyczyn dla tak złego zarządzania Jelenią Górą. Okazuje się, że żaden z byłych i obecnych doktorów nie ma patentu, albo legitymacji moralnej i kwalifikacji do pełnienia najwyższego urzędu w tym mieście. A przecież to takie proste, wystarczy zwykła dobra wola polityczna, wystarczy być człowiekiem. Wystarczy słuchać ludzi.

Po pierwsze, zacząłbym oczywiście od siebie. Obciąłbym sobie pensję o połowę (5 tys. by mi wystarczyło), albo założyłbym fundusz gwarancyjny i drugą połowę wpłacałbym na tenże. Gdybym zrealizował swoje obietnice wyborcze, to po zakończeniu kadencji otrzymałbym pieniądze bez odsetek, ale gdybym ich nie zrealizował to pieniądze zgromadzone na funduszu przeszłyby na jakiś dom dziecka. Miałbym tylko jednego zastępcę i rządziłbym za pomocą dyrektyw i zarządzeń. Zablokowałbym możliwość pracy w spółkach komunalnych aparatczykom partyjnym.

Po drugie, zaproponowałbym obcięcie diet radnym dochodzących do 2000 zł. Byłem radnym i wiem jaka to niesprawiedliwość społeczna brać niezłą „wypłatę” za pierdzenie kilka czy kilkanaście godzin w stołek miesięcznie. Powinno się otrzymywać 100 do 200 zł za sesję (100 zł za komisję maksymalnie raz w tyg.), przy czym dieta miesięczna nie powinna przekroczyć 1000 zł miesięcznie. Wówczas nie pchaliby się do samorządu świnie do koryta tylko ideowcy, którym zależy na mieście.

Po trzecie, zacząłbym od urzędników. Zniósłbym konkursy na wolne stanowiska urzędnicze tam, gdzie nie wymaga tego ustawa, a zatrudniałbym po prostu ludzi ambitnych, chcących pracować. Aż do skutku, aż któryś się sprawdzi. System płac też byłby motywacyjny. Zniósłbym nagrody.

Po czwarte, zniósłbym wszelkie bariery biurokratyczne tam gdzie to możliwe. Załatwianie spraw musiałoby następować natychmiast po spełnieniu wszelkich wymogów ustawowych (dostarczeniu dokumentów). Byłbym swoistym dyktatorem i osobiście przyjmowałbym każdego interesanta i interweniował w odpowiednich wydziałach żądając takiego lub innego rozstrzygnięcia sprawy. Ingerowałbym wszędzie tam, gdzie to możliwe. Postawiłbym na obwodnice i drogi w mieście.

Po piąte, zrezygnowałbym ze wszelkich nagród miasta, bankietów, uroczystości magistrackich, wyjazdów, delegacji do czasu, aż wszyscy mieszkańcy wyrażający taką wolę mieliby pracę.

Po szóste, udostępniłbym wszystkie pustostany bezdomnym i rodzinom przegęszczonym do zasiedlenia z dostępem do wody nawet przy ryzyku całkowitej dewastacji, ale wszyscy byliby zameldowani i skatalogowani. Udostępnienie innych mediów uzależnione byłoby od pracy.

Po siódme, zainstalowałbym w mieście automaty parkingowe; to wstyd, aby w XXI w., w środku Unii Europejskiej stali ludzie różnego autoramentu na ulicy i „łapali” klientów, kasując pieniądze często do łapy. Zliberalizowałbym plany zagospodarowania przestrzennego miasta; na życzenie właścicieli gruntów przekwalifikowałbym jak najszybciej grunty rolne na inwestycyjne.

Po ósme, rozwinąłbym roboty interwencyjne dla powyższych zwolnionych oraz wszystkich innych chętnych. Jest tyle rzek do wyczyszczenia, rowów, poboczy dróg do sprzątania z butelek, puszek i innych śmieci tam gdzie nie wjadą śmieciarki, że roboty w „zieleni” nigdy by nie zabrakło.

Po dziewiąte, natychmiast wydzierżawiłbym pierwszemu lepszemu zainteresowanemu „Grzybek” i inne zabytki, aby mogły powstać parki oraz punkty widokowe i garmażeryjne dla turystów. Uwolniłbym handel uliczny na zasadzie „wolnej amerykanki” – stąd byłaby kasa dla miasta. Rynek szybko zweryfikowałby niechlujstwo i oddzieliłby chwasty od plew. Zniósłbym koncesje.

Po dziesiąte, postulowałbym o zniesienie opłat i zamrożenie na rok czasu czynszu dzierżawnego dla wszystkich tych, którzy zamierzaliby otworzyć w mieście jakiś zakład rzemieślniczy. Ludzie sami wskazywaliby puste lokale do wynajęcia i wylicytowali wysokość czynszu dzierżawnego.

Po jedenaste, przyjąłbym bez żadnych ceregieli wszelkich inwestorów, którzy zamierzaliby stworzyć jakikolwiek zakład produkcyjny na obrzeżach miasta zatrudniający większą ilość osób. Postawiłbym sobie za cel ściągnięcie emigrantów z za granicy i wzrost demograficzny.

Po dwunaste, zmierzałbym do połączenia gminy Jeżów Sudecki wraz z Dziwiszowem z Jelenią Górą nawet za cenę dużych ustępstw; tereny rolne wydzierżawiłbym na pole campingowe i plac do organizacji koncertów rockowych. Postawiłbym też na agroturystykę i imprezy masowe.

socjolog

Żony to najdroższe kurtyzany

Żony to najdroższe kurtyzany

 

Zdaję sobie sprawę, że to kolejny kontrowersyjny i obrazoburczy tytuł, ale zrobiłem na ten temat w okresie całego dorosłego życia swoiste badania socjologiczne metodą obserwacji uczestniczącej. Oczywiście obserwacji dokonałem w rodzinie, wśród znajomych, na ulicy, w prasie, radiu i telewizji. Ta śmiała teza nie dotyczy z pewnością wszystkich pań, nie należy generalizować, ale znakomita większość kobiet to materialistki. Jeśli ktoś nie wierzy to niech zrobi eksperyment. Kupi żonie drogie perfumy, seksowną bieliznę. Do tego jedną różę położy na łóżku. Noc ma z głowy jak w najlepszych latach młodości. Jeżeli kobieta jest niezależna, to marginalizuje męża. Jak wydarzy się coś dramatycznego, to dopiero szuka oparcia.

Spójrzmy na fakty. Jeżeli masz pieniądze, przyniesiesz do domu wypłatę, to kobieta jest uśmiechnięta, uczynna i gotowa na wszystko. Im większa wypłata, tym większa rozkosz cię czeka ze strony twojej damy. Jak nie masz pieniędzy, pracy, to zaczynają się schody, dąsy, awantury i embargo na seks. Jak masz duże pieniądze, kupisz żonie jakiś ładny prezent, drogi ciuch, to od razu ci nogi rozkłada. Jak popadniesz w kłopoty, plajtę finansową, alkoholizm lub inne uzależnienie, to nikt nie patrzy na twoją duszę, tylko często kończy się to rozwodem. I możesz mieć najlepsze serce, to dla większości niewiast nie ma znaczenia, liczy się kasa. Znamienne jest również, że im bardziej sianiasty facet, im wyższą pozycję w hierarchii społecznej posiada, czy to świetny sportowiec, czy znany aktor, to tym lepszą laskę ma przy sobie. Aktorki, modelki nie wychodzą za frajerów, tylko za biznesmenów. W tamtym świecie jest najwięcej rozwodów z powodów łóżkowych. Przy tym, rozwód drogo męża kosztuje. Wiele żon jest stałymi utrzymankami mężów. Od lat nigdzie nie pracują.

Kobiety często mają migrenę, albo są zmęczone, zwłaszcza, gdy pusta lodówka jest w domu, ale gdy zarobisz niezły grosz, lub wygrasz fortunę, to witalnych sił dostaje twoja pani i masz noc gorącą jak na karnawale w Buenos Aires. Żony kosztują niemało, mają duże potrzeby i to nie koniecznie związane z domem. Dom, rodzina, dzieci, to chleb powszedni i stosunki płciowe odbywają się po bożemu, raz na jakiś czas i to tak na odczepnego, ale jak już kupisz coś ekstra dla niej, to ci zrobi dobrze nawet w dni nieczyste. Problem ten nie dotyczy tylko rodzin ubogich, czy tak zwanych patologicznych. Widziałem rodziny publicznie przykładne, z pozoru ułożone, ciche i spokojne. Dyrektorów szkół, polityków, czy po prostu inteligentów. Wierzcie mi, nie ma prawie rodziny, w której by nie dochodziło do zgrzytów. Są tylko ludzie, którzy nie drą się przez okno, nie piorą swoich brudów na ulicy, tylko załatwiają to cichymi dniami w domach. Oczywiście mógłbym napisać tu o winach mężczyzn (może innym razem), ale akurat bawi mnie taka analiza sytuacji. Z innej beczki.

Jak siedzisz w więzieniu, albo jesteś za granicą lub na morzu, to żony często znajdują sobie kochanków. Oczywiście nie byle żuli. Już małolaty w gimnazjum sprzedają się za ładny ciuch lub grosz na używki. Co za czasy, co za normy społeczne, co za trendy się wytworzyły? Znam kobiety, żony policjantów, taksówkarzy, czy lekarzy, które regularnie robią skok w bok. Na portalach randkowych znajdziesz wiele mężatek. Co trzecie małżeństwo w Polsce się rozchodzi i to z inicjatywy kobiet przeważnie. Co drugie z powodów finansowych. Jeśli jakiś żonkoś ma ochotę na prostytutkę z agencji towarzyskiej to wyda raz na jakiś czas sto złotych. Jak weźmie tirówkę, to zapłaci jeszcze mniej. Na żonę musi wydać miesięcznie minimum tysiąc złotych. No tak, ale ktoś powie, że żona to nie dziwka, bo robi to w majestacie prawa i sakramentu. Tylko stawiam dukaty przeciw orzechom, że w większości domów żony szantażują mężów tyłkiem, gdy ci nie przyniosą kasy lub mają problemy natury psychicznej. Wniosek. Drogie „kurtyzany”…

socjolog