Dr Jakość i Mr. Cham

Dr Jakość & Mr. Cham

Dr Jakość, biznesmen w dużej firmie korporacyjnej, był wielce szanowanym człowiekiem. Doszedł do czegoś. Zawsze chodził w dobrze skrojonym garniturze, dostojny, wypachniony perfumami najlepszych marek. Wszyscy kłaniali mu się w pas, w końcu to gość. W kościele siadał w pierwszym rzędzie. Na koncertach zresztą też. Otrzymał wiele nagród i dyplomów. Bywał na najlepszych salonach świata i brał udział w prestiżowych balach charytatywnych. Urlop spędzał albo na Hawajach, albo na Majorce. W zimie w Alpach lub Dolomitach. Ciężko pracował. Gdy przychodził do domu, lał żonę, gdy ta mu źle podała obiad, potem obracał się na pięcie i szedł do kochanki. Lubił też młodych chłopców, których znajdował w obcym mieście. Miał trzecią żonę, poprzednie to „niewypał” i jedną córkę, której zapewnił najlepszą opiekę różnych drogich specjalistów, bo sam przecież nie miał dla niej czasu. Praca. Córka ta, chodziła do najlepszych szkół. Wzorem ojca, czas spędzała na młodzieżowych bankietach. Jako nastolatka, poszła na ulicę. Dr Jakość, jak już wspomniałem, miał firmę i luksusowego mercedesa. Nie wspomnę o kierowcy, wielu sekretarkach i prawniku, który umiał omijać prawo podatkowe. Do firmy tej doszedł, płacąc łapówki różnym pośrednikom, ale któż o tym wiedział. Był kryształowo czysty. Prócz fachowców i specjalistów, zatrudniał w niej na czarno Pana Chama, który sprzątał plac za marne grosze. Czasem dostał kopniaka w tyłek od Dr, tak dla hecy. Pewnego dnia Dr Jakość zwolnił Pana Chama, bo wyczuł od niego woń alkoholu. Oszczędził przy tym pieniądze na wypłatę dla Chama i w to miejsce zatrudnił następnego bezrobotnego, których nie brakowało na rynku. Dr Jakość lubił otaczać się ludźmi. Z kręgu najbliższej rodziny lub z tzw. wyższej sfery. Reszta to był dla niego plebs.

 

Pan Cham, miał pięcioro dzieci, wierną żonę i kilka zwierzaków. Ludzie pluli na niego, bo był lumpem i alkoholikiem. Zbierał puszki, makulaturę, a za zarobione pieniądze kupował dzieciom cukierki. Często zabierał je na plac zabaw, a wieczorem opowiadał im bajki. Wszystkie pięcioro wyrosło na porządnych ludzi. Czasem nie wrócił do domu, przysnął w kartonach, popiwszy za dużo. Bywał też na izbach wytrzeźwień, za, które trzeba było słono płacić. Był uczuciowym chłopem, przerażał go niesprawiedliwy świat, brak pracy i lęk o przyszłość. Zawsze jednak dzielił się ostatnim papierosem z kompanami od kieliszka i rzucił jakiś grosz na tacę. Chodził w łachmanach z Caritasu lub ktoś mu podarował starą kurtkę. Zgred, bo tak na niego mówili, był od przynieś, podaj, pozamiataj. Nie żalił się jednak nigdy na swój los. W domu nie brakowało jedzenia. Jak trzeba było, to wstawał w nocy i szedł stróżować na czarno. W dzień imał się różnych zajęć, a to komuś wsypał węgiel do piwnicy, a to pozamiatał podwórko. Pan Cham pił tylko za swoje pieniądze i tylko za tzw. zaskórniaki. W domu nie szedł spać bez umycia się, a z żoną do łóżka bez kąpieli i to zawsze na trzeźwo. Do posiłku siadali całą rodziną, a przed jego spożyciem zmawiali pacierz. Co dwa tygodnie się spowiadał, choć nie zarzekał się, że skończy z piciem. Nikt w życiu nie cierpiał z jego powodu, nikomu nie zrobił krzywdy, ale był wyrzutkiem społeczeństwa. Cham był wrażliwy na ludzką biedę i nieszczęście mimo, iż sam był nędzarzem. Zawsze ruszał z pomocą, gdy trzeba było kogoś ratować, nie oszczędzał zaś krytyki złodziejom. Był naiwniakiem, dawał się okradać, ale żona nie musiała pracować. Był lumpem, bo nie miał szkoły. Był gnojem, bo dawał sobą pomiatać. Pan Cham był z gorszej gliny, ale nigdy nikomu nie zazdrościł.

 

Pewnego dnia, tego samego, obaj umarli. Dr Jakość na zawał, a Pan Cham zapił się na śmierć. Spotkali się na sądzie ostatecznym. Dr Jakość usiadł z przodu, Pan Cham skrył się w kącie. Zapadły wyroki. Pięknie wyglądasz, ale serca nie masz i jednym ruchem ręki strącił Sędzia Najwyższy Dr Jakość do Szeolu. Pan Cham stanął przed Sędzią Najwyższym skuliwszy głowę, a ten rzecze do niego: strasznie cuchniesz, ale duszę masz czystą i wtem zawyły syreny, a aniołowie porwali go na łono Abrahama.         

                         Grzegorz Niedźwiecki