Śnieżny śmigus-dyngus

Śnieżny śmigus-dyngus

 

Wczoraj wieczorem dzieci groziły mi, że mnie rano zleją wodą i zabroniły mi nastawiać budzik. Naładowały zawczasu swoje pistolety wodną amunicją i poszły spać. Ja dobrze pamiętając kilka sekwencji filmowych z Flipa i Flapa oraz Kewina sam w domu – przystąpiłem do fortyfikowania swojego pokoju. Na górnej krawędzi lekko uchylonych drzwi (otwieranych do środka) oparłem o ścianę plastikowe wiadereczko z wodą. Pod kołdrę włożyłem (jak co dzień) ciepły termofor, a do poduszki przytuliłem napełnioną H2O plastikową butelkę po Kubusiu.

Rano obudził mnie krzyk dzieci, które dały się złapać na zastawione sidła w postaci wiaderka z wodą na drzwiach. Zanim złapały drugi oddech zerwałem się jak rewolwerowiec, odbezpieczyłem Kubusia i serią po mokrych małolatach, ku ich zdziwieniu i przerażeniu. Przed amunicją z ich pistoletów osłoniłem się kołdrą, a dobiłem ich miną z termoforu. Długo popamiętają ten dzień, w którym wypowiedziały wojnę staremu wiarusowi. Szkoda tylko paneli, niezbyt odporne na wilgoć pole bitwy wybraliśmy. Bo teściowej to nie żałuję, i tak zawsze wygląda jak zmokła kura. A raczej rozdarta kwoka.

Po wyczerpującym pojedynku i śniadaniu, stwierdziwszy że za oknem biała zima, postanowiliśmy spakować się szybko i jechać na narty. Do klapy kurtki przypiąłem zdjęcie mojego guru Marka Obrębalskiego, nalepione na odznakę z western-city, żeby czuwał nad naszym bezpieczeństwem. Mam to po Lechu Wałęsie, też lubię się modlić publicznie, zwłaszcza w niedziele i święta. Pojechaliśmy do czeskiej Vrchlabii na ulubiony stok i zrobiliśmy sobie śmigus-dyngus śnieżkowy. Na koniec wlałem w siebie jeszcze zimnego budweisera. Mogłem sobie na to pozwolić, jako że żona prowadziła naszą „nową” fiestę.

Po powrocie do domu, włączam komputer, wchodzę w Internet i oczom swoim nie wierzę. Na moim ulubionym portalu Jg24.pl mnóstwo nowych wpisów w wątkach dotyczących niedawnej akcji charytatywnej z udziałem świętego dla mnie doktora. Niestety zabójczych dla zdrowego oka i ucha. Aż roiło się od inwektyw na mojego wodza, typu: „obleśny starzec”, „pierdzący geriatyk”, czy „cieć jakich mało”. Można być może by było część uznać za retoryczne pytania, ale mnie jakby piorun trafił. Dobrze, że nie czytałem tego tuż przed jakimś zjazdem na moich fischerach, bo wykur… bym na 100% w jakieś drzewo.

To wielce czcigodny i szacowny, ba, a nawet Santo Subito dr Marek Obrębalski, którego po każdym szczęśliwym ślizgu całowałem w czółko, za to, że uratował mnie i całą moją rodzinę przed upadkiem, przed złamaniem kończyn dolnych lub górnych, przed lawiną śnieżną w śmigus-dyngus, jest tak poniewierany przez pogan za moimi plecami. To jakby nóż w plecy nam ktoś wbijał. Nie podaruję! Tego stanowczo za dużo! Znam adresy IP bezczelnych adwersarzy Prezydenta Miasta Jeleniej Góry z aureolą na głowie! Zgłaszam do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie obrazy moich uczuć religijnych!

 

Grzegorz Niedźwiecki herbu Ogończyk