Podtruwany czy alergik?

Podtruwany czy alergik?

Pan Włodzimierz K. skarży się od lat na cykliczne wydzielanie się dziwnych zapachów w jego mieszkaniu. A raczej na podtruwanie go przez sąsiadkę nieznanymi substancjami chemicznymi w budynku przy ul. Chełmońskiego w Jeleniej Górze. Wyziewy te mają ponoć miejsce w pokoju dziennym oraz sypialnym w godzinach późno wieczornych. Problem trwa od lipca 2000 roku i co rusz wzywane są przez pana Włodzimierza służby ratunkowe do interwencji i składane doniesienia do organów ścigania. Kilkadziesiąt razy już interweniowała Straż Pożarna, Straż Miejska i Policja. Wzywany był sanepid i alarmowane były instytucje centralne. Za każdym razem rzekomo nasilał się odór żrących substancji wydzielających spod podłogi lub dostających się do mieszkania na drugim piętrze przez okno. Żadna z wzywanych instytucji nie potwierdziła jednoznacznie o zaistniałym zagrożeniu. Jedni czują zapach smażonych ryb, drudzy nie mają odpowiednich urządzeń do zbadania powietrza zaraz po telefonie pana Włodzimierza. Straż Pożarna ma tylko urządzenia do wykrywania zbyt dużego stężenia metanu czy dwutlenku węgla w powietrzu; przyjeżdża jednakże za każdym razem po wezwaniu bez względu na porę dnia i nocy do pana Włodzimierza. Straż Pożarna pisze raporty, Straż Miejska notatki, Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny smaruje protokoły, a pan Włodzimierz systematycznie absorbuje nadal wszystkie służby włącznie z Prezydentem Miasta Jeleniej Góry. Zrywana już była podłoga, oskarżana sąsiadka i jej syn, że przywozi coś z zagranicy, być może potrzebna jest akcja CBŚ w celu wykrycia ewentualnej produkcji amfetaminy na Chełmońskiego żali się pan Włodzimierz przecierając załzawione oczy. Nie straszne mu groźby i żądania wpłaty 10.000 zł nawiązki za krzywdy moralne czującej się pomawianej sąsiadki. Niejedną noc nie przespał spokojnie, chodził do lekarza, nikt jednak do dziś nie orzekł co tak naprawdę jest problemem pana Włodzimierza i jego rodziny. To jednak nie tylko problem pana Włodzimierza, ale wydaje mi się, że jak najbardziej ogólnospołeczny i administracyjny. Wydawane są bowiem niebagatelne pieniądze publiczne na interwencje nic nie wnoszące, zaniedbywane być może inne obowiązki wymagające uzasadnionych interwencji. Uważam, iż trzeba definitywnie zbadać i określić to zjawisko, albo pana Włodzimierza obciążyć za każdy przyjazd ekipy ratowniczej, albo zbadać psychiatrycznie i nie przyjeżdżać więcej na interwencje. Pisały o tym różne gazety, prokuratura wydaje postanowienia o odmowie śledztwa, a publiczne pieniądze wydawane są nadal na bezskuteczne interwencje. To trzeba przerwać tą kołomyję panie Prezydencie, to trzeba przeciąć ten kołowrotek panie Komendancie, to trzeba skończyć ten cyrk panie Inspektorze. Ktoś musi wydać jednoznaczną decyzję w tej sprawie i albo potwierdzić oskarżenia pana Włodzimierza, albo stanowczo uznać je za bezzasadne i przestać marnować publiczne pieniądze na niepotrzebne interwencje. W innym przypadku konflikt nigdy nie wygaśnie, a prawdziwa tragedia wydarzy się gdzie indziej…

Gn