Ściąga dla Obrębalskiego
Wspomnienia z wakacji
Właśnie wróciłem z urlopu na Węgrzech. A dokładniej, z wczasów rodzinnych spędzonych w różnych kompleksach basenów termalnych. Zwiedziliśmy cztery: Mezokovesd,
Tiszaujvaros,
Hajduszoboszlo
i jaskiniowy – Miskolctapolca,
ale dla przejrzystości tego raportu i strawności czytelniczej ograniczę się do opisania głównie jednego. Po prostu nie wymagam i nie marzy mi się już taki kompleks Termalfurdo jak w Hajduszoboszlo (Jelenia Góra zasługuje na najlepszy w Europie),
ale chciałbym dożyć chwili, gdzie będę mógł moczyć tyłek w takich basenach przynajmniej jak w tym najmłodszym mieście Węgier.
Tiszaujvaros – tam spędziliśmy większość czasu i tam przeprowadziłem analizę SWOT.
Tiszaujvaros
Zacznę od miasta.
Urbanistykę jego dostosowuje się do kąpieliska, a nie kąpieliska do miasta. Centrum jest przestrzenne,
szerokie ulice z wydzielonym przynajmniej jednym pasem ruchu na chodniku dla rowerów, a na każdej niemal krzyżówce jest bezkolizyjne rondo. Całość miasta rozbudowuje się w jednym kierunku – na zachód od głównej atrakcji miasta i na północ od drogi „tranzytowej”. Na północ od „zgiełku” jest teren pod stałą rozbudowę prywatnych apartamentów i pensjonatów, a hipermarkety typu TESCO lokalizuje się (wszędzie) na obrzeżach miasta. W centrum wydzielono teren pod wielki park natury i odpoczynku dla mieszkańców.
Takie miasto ma przyszłość rozwoju i szanse powodzenia – wiedzą o tym burmistrzowie i starości Świętochłowic i Zawiercia, którzy zasadzili tam drzewka.
Niestety nasi prezydenci, czy to Marcin Zawiła, czy to Zofia Czernow, czy Józef Kusiak, czy też Marek Obrębalski bez wyjątku, nie umieją dobierać sobie miast partnerskich.
U nas nie ma szans ani na italiańską magię kwiatów, ani na meksykańskie tawerny. Już prędzej przyjęłyby się magyarskie wina, bo i naprawdę, węgierskiej śliwowicy domowego wyrobu mogliby pozazdrościć polscy bimbrownicy. Gościnność lokalnych mieszkańców również przypomina polską tradycję. Polak, Węgier, dwa bratanki…
Termalfurdo
Po pierwsze, woda jest czysta ja w źródle; kolor w basenach termalnych jest różny w zależności od składu „chemicznego”.
Codziennie na fajrant spuszczana jest ze wszystkich basenów i przeprowadzana jest przez personel ośrodka gruntowna dezynfekcja obiektu. Basenów rekreacyjnych jest pięć: pływacki,
ze sztuczną falą co pełną godzinę,
z wirem co pełne pół godziny
i szeroką ślizgawką
oraz okresowymi biczami wodnymi
i mega jakuzzi, brodzik dla dzieci z zamkiem,
niecka dla pół rury i zjeżdżalni dla odważnych
oraz inne atrakcje dla dzieci.
Basenów typowo termalnych jest cztery podzielone ze względu na różnicę temperatury wody.
Z najniższą (32-34st.) z bąbelkami i biczami wodnymi pływalnia bieg swój zaczyna na zewnątrz, a kończy już w hali.
W środku są jeszcze trzy o temperaturze wody 34-36 st. (zapewniam, że skórne niedomagania leczą),
36-38 z oddolnymi masażami lepszymi ponoć od wibratora;-)
i najgorętsza „beka” z temperaturą wody 38-40 st. Celsjusza.
Bywa, że dochodzi do 41 st., ale co rusz młodzi „ratownicy” mierzą temperaturę w basenach leczniczych i regulują dyszami w zależności od wymagań technologicznych. < /font>
Osobno są wewnątrz różne pomieszczenia terapeutyczne i baseny sanatoryjne, SPA. W zimie mają błyskawicznie wybudować na terenie kompleksu jeszcze dodatkowo dwa baseny.
Ekonomia
Ceny pensjonatów są stosunkowo drogie w stosunku do całości wyprawy, ale i tak niższe niż nad bałtyckim morzem. Za pokój można zapłacić 7 euro osobo/dzień.
Wejście całodniowe na basen kosztuje rodzinę (2+2) – 5500 forint, czyli ok. 90 zł. W Hajduszoboszlo taniej (4200 forint), ale za zjeżdżalnię lub wejście do wydzielonego aquaparku kosztuje ekstra dubeltowo. Mezokovesd to już skansen siarkowy i ceny są pośrednie. Kąpielisko w grotach Miskolctapolcy jest dla szejków arabskich i kosztuje jak dla szejków arabskich, a mianowicie 7000 forint dla czteroosobowej rodziny na trzy godziny.
Paliwo opłaca się tankować full przed granicą w Polsce, broń Boże w Słowacji – płaczą tam i płacą ludzie po wprowadzeniu Euro. Niech nikt nie ośmieli się oszukiwać Narodu Polskiego!
Jedzenie też tańsze w polskim TESCO, może owoce i nabiał ciut tańsze i świeższe. Generalnie opłaca się płacić za kwatery w euro i/lub wymieniać w kantorze euro. Złotówki mają niższy kurs, ale oczywiście czasy cinkciarzy zniknęły już bezpowrotnie.
Całość 10 dniowego urlopu można spędzić z rodziną w węgierskich termach nawet za 20 tys. zł (bez jedzenia i używek oraz dojazdu), ale w klasie ekonomicznej. Niestety podróż powrotna psuje przeżyte doznania cielesne i zmysłowe. To hańba dla naszych polityków.
Szkoda, że muszę reklamować obce klimaty i tłuc na stare lata po siedemset kilometrów w jedną stronę z całą rodziną, żeby wygrzać kości w obcych źródłach. Szkoda, że setki tysiące Polaków zostawia walutę w magyarskich miastach zamiast w Polsce. Przecież to Jelenia Góra mogłaby przejąc tych turystów ze Słowacji, Czech, Ukrainy, a nawet Niemiec. Przecież to tu mogliby ludzie zarabiać na naszych langosach i palacsintach. Przecież to miejscowi inwestorzy mogliby budować Panzio (pensjonaty) i rozwijać agroturystykę. Przecież to Miasto już dawno mogłoby zarabiać na różnych koncesjach i parkingach. Przecież to nasze rafinerie mogłyby mieć lepszy dochód, a nie żeby polscy turyści zasilali drogie stacje benzynowe na południu Europy. Mówi się, że Polska dogoni Niemcy za 65 lat. Polska tak jak i Węgry, miała podobną drogę ustrojową po wojnie, a jednak nie ma u nas masowych kąpielisk termalnych i torów do formuły 1 choć mamy i złoża i talenty lepsze. Polska to większy kraj, ale pływaków u nas co raz mniej – chyba, że w polityce. Och, czy ja dożyję…
Grzegorz Niedźwiecki
http://www.ropoiwzk.com/gorace%20tematy/termal/termalfurdo.html