Miałem sen

Miałem sen

Patrzę na swojego Patek Philippe’a, już ósma, czas jechać do firmy. Zakładam Zeissy przeciwsłoneczne, garnitur firmy Twins i wsiadam do swojego srebrnego  Rolls-Royce’a. Drzwi mi otworzył czarny jak smoła kierowca i pojechaliśmy po gładkich jak stół jeleniogórskich ulicach. Zatrzymaliśmy się w McDonald’s Drive, zapakowaliśmy Tortille śniadaniową i dużego Shake’a, poczym ruszyliśmy z piskiem opon za miasto. A co mi tam, gdzie się będę spieszył – pomyślałem. Wstąpimy jeszcze do klubu golfowego powiedziałem przez zestaw głośno mówiący do fagasa w czapce z daszkiem siedzącego za szybą odgradzającą kabinę kierowcy. Akurat koledzy biznesmeni mieli ucztę z bażanta polewanego miodem, zakrapianą prosto z magyarskich piwnic byczą krwią podawaną w chińskiej porcelanie, a na stołach obok w kręgielni tańczyły brazylijską sambę azjatyckie rusałki w stroju topless. – Dzień dobry panie prezesie – kłaniają mi się z daleka wydekoltowane callgirls. Tak mi było dobrze, że zadzwoniłem na pager do firmy o urlop, gdzie byłem szefem. Niech robią niewolnicy ze wschodu za mannę z nieba – uśmiechnąłem się. W perspektywie miałem bowiem całonocne orgie po amerykańskiej viagrze w pałacu z włoskiego marmuru i szwedzkiej blachy. Zdążę się jeszcze odprężyć w swojej rzymskiej łaźni parowej, do której akweduktami spływa górska woda źródlana, a nazajutrz poczytam sobie prasę internetową, pooglądam filmy na telebimie, rozpierając się w fotelu z Ludwika XIV w swojej posiadłości ogrzewanej ekologicznie. Najlepiej robi mi zawsze tajski masaż przy kominku i wiedeńskiej muzyce leżąc na skórze z niedźwiedzia – westchnąłem. Co ja mam z tymi pieniędzmi robić?

– Wstawaj już szósta stary capie! Ktoś mnie szarpie za rękę…

– Bierz wózek i jedź na rewir, bo ci koledzy wszystkie puszki posprzątają i z czego będziemy żyli dziadu! – Dziś masz termin do MOPS-u i PUP! – słyszę wyraźnie głos mojej Wandzi. Och kurcze, to wszystko był tylko sen…

– Po co mnie kur… obudziłaś!

Nakryłem głowę poduszką…

socjolog