Solidarność Internetowa – czerwona kartka dla dysydentów

Solidarność Internetowa – czerwona kartka dla dysydentów

Źle się dzieje w państwie polskim. Przychodzi do mnie człowiek i mówi – panie Grzegorzu, straciłem lokal, straciłem pracę, straciłem przez to rodzinę, jestem bliski samobójstwa, co mam robić? Jak z tą bandą jeleniogórską walczyć? Olewają mnie sądy, olewa mnie prokuratura, dostałem negatywną odpowiedź od Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie reagują na moje prośby radni, parlamentarzyści, do kogo mam się zwrócić o pomoc? Czy ja mam się powiesić, czy zabić kogoś? Co to jest list otwarty i jak dotrzeć ze swoimi problemami do jak najszerszej rzeszy ludzi?

I takich przypadków jest setki w naszym mieście, tysiące w województwie i miliony w skali kraju, a tu jakieś politruki chcą świętować zwycięstwo reform gospodarczych, obalenie komunizmu i rzekomo pierwsze wolne wybory w kraju. Obecna władza, ponoć demokratyczna, boi się jednak spotkać z ludźmi na wybrzeżu i wspólnie świętować ten „sukces”. Ano dlaczego? Ano dlatego, że to nie jest żaden sukces tylko zwykłe oszustwo „monarchistów”, bo jak inaczej nazwać tą wąską rodzinę aktywistów partyjnych, rotacyjnych spadkobierców władzy. Nie czas i miejsce tu na analizy ostatniego dwudziestolecia, w Internecie aż roi się od utyskiwań i psioczeń różnej maści patriotów. Szkoda czasu na statystyki, wszyscy wiemy jakie jest bezrobocie, jaka emigracja za chlebem, jaka stopa życiowa Polaków, a przede wszystkim jakie rozwarstwienie społeczne pomiędzy „szarą masą” a „szarą eminencją”. Oczywiście władza, rząd, opiniotwórcze media mają swoje badania socjologiczne i mówią, że mamy wolny rynek, sprawiedliwość, dobrobyt, i demokrację. Jak się zapytać mieszkańców Gdańska – czy chcieliby któregoś dnia demonstracji na ulicach, paraliżu miasta? To 80% powie NIE – i słusznie, ale jak zapytamy tych samych mieszkańców, czy chcieliby likwidacji ich miejsc pracy i czy są gotowi ich bronić, to objawi nam się stuprocentowa solidarność społeczna. Wystarczy w tej samej sprawie zadać dwa różne pytania i wyjdą nam zupełnie skrajne wyniki sondaży. Tak się dzisiaj, w tej wolnej Polsce robi manipulacje propagandowe.

Niestety, tak jak kiedyś oficjalną prawdą była ta, którą głosiła przewodnia siła narodu, tak i dziś obowiązuje powszechnie tzw. poprawność polityczna i nikt nie dostanie szóstki w szkole za własne poglądy. To dziwne, że według moich wyliczeń 70% Narodu gardzi „etatowymi politykami”, a oficjalne sondaże wciąż kreują poparcie dla ustroju partiokratycznego? W tych klubach partyjnych, jak w każdych przybytkach rozpusty, obowiązuje jednak ścisła selekcja na odźwiernych, klakierów i statystów oraz na uprzywilejowane elity. Wszyscy obiecują jakiś oddolny ruch społeczny, a w praniu okazuje się, że na szpicy są zawsze stali klienci szulerni z „Golden Card”. Mieliśmy już ponoć dziesięciomilionowy ruch społeczny „Solidarność”, miała powstać później – nomen omen w Gdańsku – szeroka Platforma Obywatelska dla mas, teraz tworzą się jakieś hybrydy Polska XXI czy Libertas. Oszukał nas Wałęsa, zawiódł nas Lepper, jak długo damy jeszcze się wodzić za nos i sobą manipulować przez fałszywych zbawicieli i karierowiczów? Spodobało mi się ostatnio powiedzenie, że życie człowieka nie jest tak długie jak życie żółwia. Faktycznie, nie możemy sobie pozwolić na dożywotnie przyklaskiwanie styropianowym decydentom. Nie możemy sobie pozwolić na odkładanie „by żyło się lepiej…” na święte dygdy. Nie możemy sobie pozwolić na dalsze wegetatywne status quo. Mądry Polak powinien iść pod prąd tym wszystkim „autorytetom”. Takie Frasyniuki martwią się, że będzie wstyd dla Polski w oczach całego świata za obchody 4 czerwca. To nie wstyd dla Polski, to wstyd dla tych wszystkich „zwycięzców”. Boją się, że świat zobaczy jaką wolność i dobrobyt Polakom wywalczyli. I właśnie taką czerwoną kartkę już dawno powinien naród im wystawić. Chcieliby sobie święto pokazowe przed międzynarodówką zrobić; a dokończyć powinni ludzie to z tymi reformatorami, czego ci nie zrobili z komunistami dwadzieścia lat temu. Jestem przekonany, że będą rozróby na wybrzeżu i nie tylko, ale to prędzej czy później musi się takim scenariuszem skończyć. Gdybym wiedział, że mogę odwrócić bieg historii i miał gwarancję, że moja ewentualna ofiara uratuje choć dziesięć istnień ludzkich, to sam bym poszedł dziś z koktajlem Mołotowa na obecną władzę. Niestety obawiam się, że przyjdzie nowa…

Wstydziliby się dziś ci karierowicze świętować swój sukces i machać legitymacjami dysydenckimi w sytuacji gdzie gros społeczeństwa polskiego żyje na skraju nędzy i ubóstwa. Wstydziliby się występować przed kamerami telewizji i wycierać gęby interesem narodu, który jak w okresie powojennym masowo musi wyjeżdżać na emigrację za chlebem. Wstydziliby się błagać o głosy i obiecywać, że to oni są tymi jedynymi sprawiedliwymi. Tylko dureń lub złodziej zagłosuje na wiecznych darmozjadów. Z całym szacunkiem, przykładowo dla liderów takiej Unii Polityki Realnej, dzisiejsze głosowanie na jakąkolwiek partię jest tylko legitymizacją fałszywej demokracji i zgodą na utrzymywanie dygnitarzy. Ten, kto kibicuje PiS, PO, czy jakimś nowotworom pn. Prawica RP jako zbawicielom obecnego porządku robi złą robotę dla Polski. To nie są szerokie, uniwersalne platformy społeczne i z tego chleba dla wszystkich nie będzie. Na różnych forach internetowych i grupach dyskusyjnych produkują się od lat niespełnieni „bojownicy o wolność i demokrację”. Jest setki portali społecznościowych i tzw. narodowo-patriotycznych, które uczą nas historii i przekazują wiele mądrości. Tak jak kiedyś podziemna bibuła i rodzice przekazywali nam tajemną wiedzę na temat Katynia, tak teraz z „Internetowego Uniwersytetu” uczymy się prawdy o Magdalence, Okrągłym Stole, i spiskowej teorii dziejów. Jak przekuć to wszystko w dogmat historii? Jak wyrwać fałszywym prorokom narzędzia propagandy? Ponoć w niedalekiej przyszłości gazety drukowane mają zniknąć z półek sklepowych. Ponoć nadchodzi era gazet elektronicznych…

W Internecie krąży informacja o projekcie tworzenia partii internetowej – http://projektpi.pl/. Gdyby inicjatorom udało się stworzyć jakąś prawdziwą, szeroką platformę dialogu i porozumienia społecznego? Gdyby inicjatorom projektu udało się stworzyć mechanizm choćby namiastki demokracji? Jeżeli pomysłodawcy potrafiliby zabezpieczyć się przed „hakerami”, premiowaniem i dowartościowaniem tylko elit? Jeżeli inicjatorzy projektu zapewniliby realny udział w kształtowaniu tego ruchu wszystkim chcącym coś robić, to może idea ta ma szanse powodzenia? Skoro nie ma innej możliwości kształtowania rzeczywistości jak poprzez system partyjny, to może faktycznie powołać do życia partię bezpartyjnych? Gdyby udało się zebrać do kupy tych wszystkich niezadowolonych internautów, to byłaby największa partia w Polsce! Może zaiste warto spróbować? Reasumując. Skoro jest tak źle w państwie polskim, jeżeli Naród czuje się niespełniony, to niestety trzeba stworzyć nową „Solidarność”. Nie trzeba wcale palić opon, zatruwać środowiska naturalnego i narażać członków rodzin na represje. Wystarczy mądrze pracować na siebie w silnej drużynie, np. w partii internetowej. Trzeba próbować aż do skutku.
Albo, przyjdzie nam wkrótce obkładać się pojedynczo w pasy z gwoździami…

socjolog