Archiwum kategorii: Bez kategorii

Mundial

Mundial

Nareszcie odpocznę. Odpocznę od polityków, od problemów dnia codziennego. Kupię sobie krzynkę piwa, tonę chipsów i siądę przed telewizorem. Przez miesiąc czasu będę oglądał mistrzostwa świata w piłce nożnej. Będę podziwiał naszych chłopaków jak na WM 74; z bratem bliźniakiem i los chciał zmarłym akurat wczoraj Kazimierzem Górskim, przeżywaliśmy wówczas w Szczecinie podwójne wesele. Pamiętam, że mieliśmy wtedy radziecki telewizor Rubin 714p. Zwaliło się do nas pół klatki schodowej. Komentatorem był, również nieodżałowanej pamięci, wspaniały Jan Ciszewski. Jakże sugestywnie, emocjonalnie relacjonował drogę do sukcesu naszych chłopaków. Może i tym razem orły Janasa sprawią nam niespodziankę. Jestem przygotowany, na wszelki wypadek porobiłem sobie wyniki. Cukier mam 80 mg%, cholesterol całkowity – 169,8, HDL – 43,9, LDL – 105 i trójglicerydy – 106 mg/dl. Zdrowy jak 32 lata temu. Zawału ponoć nie dostanę. Na dzień 7 czerwca mam termin do okulisty. Będę miał nowe okulary, więc będę też lepiej widział. A jak odpadną zanim otworzę pierwszą butelkę? Być może zanim te moje rozważania ukażą się w Gazecie Powiatowej, będzie już dla nas po mistrzostwach? To może i lepiej, przynajmniej PiS nie będzie się miał czym chwalić. A jak rzeczywiście zajdą wysoko? To będziemy przez rok karmić się sukcesami prawicy. To na pewno nie będzie zasługa PO. E tam, pomarzyć można. Za komuny to były czasy. Ze Świata Młodych wycinało się drużyny, wypełniało tabele. Dziś jest Internet Na pamięć znaliśmy z bratem nazwiska wszystkich piłkarzy. Rekordy w główkach i kapkach się pobijało, a w trakcie Wyścigu Pokoju – kapslami z woskiem lub pokrywkami od twistów na wyrysowanej trasie się ścigało. A dziś? Placu zabaw porządnego nie ma, a co dopiero mówić o porządnym boisku. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów lodowisko w Jeleniej Górze w zimie zrobili. Oj bida w tym naszym mieście, oj bida. Kurde, już się nakręcam, może lepiej nie włączać telewizora i pojechać na ryby? Ledwo mnie Papież Benedykt XVI ukoił, to już znów jakieś chłopcy laleczki się afirmują w telewizji. Wiem! Zagram z dziećmi w orła i reszkę. Orzeł to MŚ 2006, a reszka to włączam na Jetix lub Cartoon Network. A swoją drogą, to ciekawe jaki będzie bilans mistrzostw świata „kiboli”. Żeby tylko jacyś terroryści nie zakłócili nam tej pięknej imprezy. Oj doczekaliśmy się czasów. W każdym bądź razie życzę naszym chłopakom sukcesu. Rozgrzewkę mieli obiecującą.

Grzegorz Niedźwiecki

lew1@poczta.fm

 

 

Oto wielkie jest koryto

Oto wielkie jest koryto…

 

Oto wielkie jest koryto

Pachnie strawą wyśmienitą

A więc przy nim z każdej strony

Świńskie kręcą się ogony.

Każda świnia ryj swój pcha

I wyżera, co się da

A chce zeżreć jak najwięcej

Jak najtłuściej, jak najprędzej.

Gdy się dorwie do koryta

To drugiego się nie pyta

Czy mu dobrze, czy też źle

Tylko żre, żre, żre…

Kiedy nażrą się do woli

To dostojnie i powoli

Idą do swojego chlewa;

Każda się przeciąga, ziewa

Najedzona, wypasiona

Bardzo jest zadowolona.

A chlewiki jak z bajeczki

Dywaniki, komineczki

Boazerie modrzewiowe

I posadzki marmurowe.

Każdy stoi w gęstym borze

Nad jeziorem i nad morzem

W górach także on być może

I na wyspach ma swe łoże.

Knury, wieprze i warchlaki

Mają chlew nie byle jaki

Wójt hospodar zadba o to

By maciora nie wpadła w błoto

W myśl zasady chroń przyrodę

Tnie się drzewa stare, młode

Granitowe kładąc szosy;

Kwiczą świnki wniebogłosy

Pod mój chlewik i pod mój

Niechaj biegnie drogi zwój.

Bym podjechać mogła szparko

Limuzyną z sekretarką

Co dba o to by w korytko

To co lubię wpadło wszystko.

A ty człeku biedny, mały

Co tak wytrzeszczasz gały

Na te świnie wypasione

Nie ustąpią ci miejsca one.

Bo to prawda proszę pana

Nie od dzisiaj dobrze znana

Że kto blisko przy korycie

Tylko ma dostatnie życie.

Par. – G. Niedźwiecki

lew1@poczta.fm

Parady wazeliniarzy i bufonów

Parady wazeliniarzy i bufonów

 

Mamy nowy rząd. Tak długo oczekiwany. Znowu się zacznie. Już podnoszą się głosy lizusów i krzykaczy. Ci pierwsi, to zwykłe bubki, różnej maści lewusy i koniunkturaliści. Gogusie, którzy na plecach liderów chcą dorwać się do władzy. Ci drudzy, przegrani aroganci, a zarazem pluraliści, liberalne autorytety moralne wspierane przez „opinię międzynarodową”, udają zdziwienie, że Lepper i Giertych dostali się do władzy. Tak jakby to było zaskoczenie, nagle zrobili karierę. Pyszałkowie i zarozumialcy podnoszą larum, bo Polska się wali. A może ich marzenie o globalizacji? Kreują zatem opinię publiczną wszelkimi możliwymi sposobami. Wykorzystują do tego celu nieletnich, hasła o nietolerancji, ksenofobii i antysemityzmie. Parady gejów i lesbijek zorganizują. Tak jakby im kto kopulować w zaciszu się zabraniał. U nas w Jeleniej Górze jest znany, inteligentny gej Artur A., który nie kryje swojej orientacji seksualnej, ale nie czuje się też dyskryminowany. Nie musi paradować, ludzie chętnie od lat stołują się w jego restauracji „Galery”. Mówię o tym otwarcie, albowiem on sam udzielił na ten temat szerokiego wywiadu w jednym z kolorowych tygodników. Tchórze i wygodnisie nie chcą zmian, wolą status quo, istniejący dotychczas stan rzeczy. Boją się utraty stołków i milczą bądź też ze strachu krytykują nowe. Pamiętajcie. Jeżeli cię krytykują, zwłaszcza w byłym organie PZPR, to powód do dumy. Jeżeli cię chwalą, lub nawet udostępniają miejsca, to warte zastanowienia. Dopóki mówią o tobie źle – jest dobrze. Znaczy, że jesteś osobą ważną, że się ciebie boją, że ci zazdroszczą, że ich krew zalewa. Jak zaczną mówić o tobie dobrze – już przepadłeś. Znaczy, że się sprzedałeś. Naród jest przekorny i umie czytać między wierszami. Łatwo zauważyć komu zez zbieżny (cel osobisty) przysłania ostrość widzenia. Tak na szczeblu lokalnym, jak i na scenie krajowej, a nawet na arenie międzynarodowej. Jednym słowem, wszystkie dupolizy, cierpią na krótkowzroczność i dla zaspokojenia własnych popędów, uciekną się nawet do kradzieży cudzych pomysłów. Jak zaczną rzucać kamieniami, odpowiedz im chlebem. Nadstaw drugi policzek.

*

Nie kocham Giertycha, znam Leppera. Nie ufam im i uważam, że należało zrobić wszystko, aby ci ludzie, poddani wąskiej socjalizacji, nie doszli do władzy. Ale skoro się stało inaczej, to trudno, trzeba im dać teraz szansę. W końcu czego oczekiwaliśmy jak nie polskiego rządu. Zobaczymy, czy oni też będą musieli odejść, czy uczyć się będziemy w szkołach prawdziwej historii o Polsce. Jeżeli nie odeprą jątrzącej nagonki, to na własne życzenie. Słabe zaplecze. Osobiście nie wierzę, że ten potrójny mezalians przetrwa do końca kadencji, ale dla dobra Ojczyzny, chciałbym się mylić. Teoretycznie mamy najwłaściwszych ludzi na najwłaściwszych miejscach. Rolnik, bojownik o sprawy wsi jest ministrem rolnictwa. Lepper powinien być lepszym ministrem rolnictwa niż Religa ministrem zdrowia, bo zna ten problem i od strony polityki i od strony pacjenta. A swoją drogą nikt nie podnosił takiego wrzasku jak wicepremierem w rządzie Jerzego Buzka został mechanik Janusz Tomaszewski z RS AWS? Roman Giertych, endek z rodowodem, powinien dbać jak nikt o godne miejsce Polski  na arenie międzynarodowej. Nic dziwnego, że zagranica podnosi rwetes jak za czasów Haidera. Oni nie protestują w sprawie obrony praw człowieka. Oni boją się o swój interes, o utratę swoich wpływów gospodarczych. To nasza wewnętrzna sprawa. Takich wyrazistych osób narodowo-socjalistyczno-konserwatywno-radykalno-chadecko-populistycznych długo na polskiej scenie politycznej  mieć nie będziemy. Należy więc wspierać w najbliższym czasie (a przynajmniej nie przeszkadzać) ten rząd i te partie. Ale bez włazidupizmu. Nie można być wiecznie malkontentem, ale trzeba budować jednocześnie alternatywę dla ewentualnej koalicji rządzącej, opartej o głoszone wartości, ale na zasadach demokratycznych, z szerokim udziałem społecznym. Strach dopuścić, żeby w przypadku porażki obecnego układu, z powrotem do władzy doszli ci, którzy już nie raz zmarnowali swoją szansę i nasze nadzieje. Prawa do krytyki nie mają ci, którzy obiecywali już „Mądrze, zdrowo, bezpiecznie” – SLD i zapewniali, że „Nas wybierasz, od nas wymagasz” – UW czyli PO i PD.

Grzegorz Niedźwiecki

Lew1@poczta.fm

Cinkciarze

Wniosek o dofinansowanie z EFS projektu pn.:

„Cinkciarze”

Był kiedyś taki popularny, nieformalny zawód jak cinkciarz. Cinkciarze okres świetności mieli za czasów PRL-u, gdy nie było jeszcze kantorów wymiany walut. Nielegalnie wymieniali wówczas głównie dolary amerykańskie oraz w mniejszym stopniu inne waluty, a także bony dolarowe. Kasta cinkciarzy składała się przeważnie z byłych milicjantów, ubeków, esbeków, czy innych agentów. Jednym słowem – kapusiów i szmalcowników. Dosłownie i w przenośni.

Wielu cinkciarzy porobiło zawrotne kariery na czarnym rynku. Stworzyło sobie luks imperia. Wielu też „sztosy” takie przepłaciło życiem. Przykładem kariery „od pucybuta do milionera” był swego czasu Lech Grobelny. Puścił w skarpetkach 11 tys. ludzi, którzy utopili ponad 2,8 mln USD w jego „Bezpiecznej Kasie Oszczędności”. Nawiasem mówiąc, syndyk masy upadłościowej spółki Grobelnego – były senator Samoobrony Henryk Dzido – nie widział w tym żadnego problemu. Wyrok zresztą przeciwko Grobelnemu uchylono i sprawę po 14 latach umorzono, mało tego, były waluciarz ma ochotę ponownie ściągnąć pieniądze podatników w formie odszkodowania od skarbu państwa za „niewinną” 5-letnią odsiadkę. Póki co, jest zwykłym kloszardem, a więc przykładem „od milionera do pucybuta”. Całkiem nieźle mają się dziś za to inni „gracze na giełdzie papierów wartościowych” tacy jak Zygmunt Solorz-Żak, Jan Kulczyk, Ryszard Krauze, czy Aleksander (Tomasz) Gudzowaty.

U nas w Jeleniej Górze też był taki jeden cinkciarz. Stał pod Pewexem na ul. Podwale w latach 80-tych i wołał do mnie „cincz many”, gdy wracałem z pracy z DDR. Potem był radnym Jeleniej Góry II kadencji i jeździł do Las Vegas za pieniądze z „wodnej ruletki”. Widać cienką miał żyłkę cinkciarską, skoro skończył karierę na byle jakiej stacji paliw. Mądrzejsi cinkciarze przenieśli się spod Baltony i portów morskich do różnych spółek akcyjnych. Obracają poważnymi obligacjami.

Dziś zatem też mamy cinkciarzy. Dziś legalnie robią szmal bez produkcji. Niektórzy zakamuflowali się w powiatowych urzędach pracy, samorządach lokalnych, różnych fundacjach, centrach, instytutach, inspektoratach, agencjach rządowych i biurach doradczych. Bezkonkurencyjny jest ZUS w tej materii. Niektórzy dodają do tego jeszcze jedną grupę społeczną – ja się narażał nie będę. Najlepsze wałki kręcą na obywatelach parlamentarzyści, rząd polski i Prezydent RP. Żyją z haraczy (podatki), są nietykalni (immunitety), mają obstawę (BOR). Byłbym niekonsekwentny, gdybym nie potwierdził, że największym cinkciarzem RP jest prezes NBP Leszek Balcerowicz oczywiście. W końcu przewala największą rzeszę ciułaczy. Nieźle żyją z podwójnych wałków bossowie dużych partii politycznych – nie dość, że prowadzą kampanię wyborczą z pieniędzy „dilerów” i „koników” (członków partii), to jeszcze mają zwrot pieniędzy z ogólnej kasy budżetu państwa. Przoduje tutaj Samoobrona, Pis, PO i SLD.

Przewałki dokonywane były w Polsce często kosztem ofiar pracy przymusowej w czasie II WŚ w Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Kosztem osób niepełnosprawnych w PFRON. Kosztem naiwnych w WOŚP Jurka Owsiaka. Kosztem ochrony środowiska. Przewałki robiono przy okazji różnych prywatyzacji i zbiórek pod hasłem rzekomych prób ratowania dużych zakładów państwowych. Nazwisk i instytucji szczegółowo nie trzeba tutaj wymieniać. Nie przyniesie to chwały autorowi i nie doprowadzi do rozliczenia sprawców. Każdy ma swój rozum i potrafi sam umiejscowić sobie w głowie swoich cinkciarzy.

O ile można zrozumieć niechęć do rozliczenia największych afer III RP, takich jak FOZZ, rubla transferowego, „Telegrafu”, świadectw udziałowych NFI i NFZ, to jednak nie da się wybaczyć przewalanek dokonanych w imię najświętszych wartości solidaryzmu społecznego, pomocy charytatywnej, odszkodowań za cierpienia i czynionych pod sztandarem patriotyzmu. Grzechem śmiertelnym jest żerowanie na ofiarach losu, ludziach słabych, schorowanych i zahipnotyzowanych. Piekło czeka z pewnością tych, którzy wykorzystują do tego religię i uczucia duchowe. Tych, którzy głoszą powszechną miłość do Boga i ludzi, a wypowiadają jednocześnie antynomie logiczne. Szafują na wyrost prawdą i sobie pojętym pojednaniem. Tych, którzy opluwają innych i czynią z siebie ofiary. Którzy dzielą ludzi na lepszych i gorszych zamiast uprawiać to, do czego zostali faktycznie powołani.

Największym beneficjentem przewalanej kasy w naszym obszarze geopolitycznym jest sama Unia Europejska i jej komisarze, czyli Eurocinkciarze. Mechanizm jest prosty. Przewalają kasę wszystkich podatników wpłaconą do kasy głównej Unii Europejskiej. Jakaś jałmużna z tego skapła niektórym drogowcom, transportowcom, czy samorządom w ramach Funduszy Przedakcesyjnych (ISPA, SAPARD, PHARE), jakiś ochłap przechwycili co wytrwalsi rolnicy i rybacy. Ci cwaniacy, którzy mają kontakty za granicą i zawiązali sobie takie Euroregiony Nysa mogą skorzystać z Inicjatywy Wspólnotowej (np. EQUAL, czy INTERREG III). Fundusz Spójności i Fundusze Strukturalne z EFRR i EFS (programy ZPORR i SPO RZL) przelewane są przeważnie w próżne. Są powielaniem już istniejących działań instytucji rynku pracy, edukacyjnych i zwalczających patologie. Są zwykłym biciem piany, nie mającym żadnego realnego wpływu na zmniejszenie skali bezrobocia, czy przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu. Z „dopłat bezpośrednich” korzystają głównie takie cynki jak Piskorski. Każda „reforma” jest okazją do przewałek dla „reformatorów”. Kolejna okazja do dużego wyrolowania społeczeństwa przez głównych cinkciarzy RP będzie w dniu wymiany złotówki na Euro

W Jeleniej Górze nie ma komu posprzątać ulic, katastrofa ekologiczna płynie Bobrem w postaci olejów i opon, a powszechne przejawy braku ochrony środowiska najlepiej widać na poboczach dróg i w przydrożnych rowach. Bezrobotni wyjeżdżają do pracy za granicę, w mieście pogłębia się szara strefa i coraz więcej osób pada ofiarą patologii oraz trwałego wykluczenia społecznego. Myślę, że wszyscy obecni i prz
yszli cinkciarze powinni przejść kilkuletni kurs w regionalnym ośrodku szkoleniowym obok Michaiła Chodorkowskiego na koszt Europejskiego Funduszu Społecznego, a potem powinni wrócić na swoje dotychczasowe stanowiska. Po takiej (sz)kolonii na Syberii z pewnością będą wykonywać swoją powinność właściwie.

Grzegorz Niedźwiecki

lew1@poczta.fm

Absolutorium

Absolutorium

Rada Miejska Jeleniej Góry ma podjąć na swoim II posiedzeniu XLV sesji w dniu 27 kwietnia bieżącego roku uchwałę w sprawie zatwierdzenia sprawozdania Prezydenta Miasta z wykonania budżetu miasta za rok 2005. Budżet miasta Jeleniej Góry był w ubiegłym roku kilkanaście razy korygowany; poprawki naniesiono nawet na ostatnim posiedzeniu w dniu 29.12.2005 r. Nikt nie ma wątpliwości, że wobec takich ekwilibrystycznych zabiegów słupki muszą się zgadzać. Regionalna Izba Obrachunkowa i „swojska” Komisja Rewizyjna Rady Miejskiej Jeleniej Góry nie mogły się do niczego przyczepić. Absolutorium jednak polega na zatwierdzeniu, w tym przypadku przez Radę Miejską Jeleniej Góry, sprawozdania z działalności finansowej organu wykonawczego (tu Prezydenta Miasta Jeleniej Góry) i uznania jej za prawidłową. Oznacza to ni mniej ni więcej, jak to, że radni mają suwerennie ocenić czy Prezydent Miasta Jeleniej Góry Józef Kusiak działalność finansową gminy Jelenia Góra prowadził w sposób rzetelny, obiektywny, sprawiedliwy i merytorycznie uzasadniony. Ci, którzy byli przeciw temu budżetowi podczas jego uchwalania, mogą ponownie wyrazić swoje wotum separatum.

Pod koniec ubiegłego roku otrzymałem od Prezydenta Miasta Jeleniej Góry odpowiedź na moje interpelacje, w której Pan Józef Kusiak zapewniał mnie, że remont ulicy Działkowicza zostanie zakończony do końca października 2005 r., a budowa drogi łączącej dwa odcinki ulicy Paderewskiego zostanie zrealizowana do końca listopada roku 2005. Obie inwestycje do dziś nie zostały ukończone (notabene przez Kółko Rolnicze w Siedlęcinie, w której pełnomocnikiem ds. działalności gospodarczej jest radny Andrzej Grochala) i nie dlatego, że zima inwestora zaskoczyła, tylko dlatego, że firma wkroczyła na place budowy ze znacznym opóźnieniem niż to deklarowano. Pieniądze na te cele, jak wynika z pism i wyjaśnień Prezydenta Kusiaka były przewidziane w ubiegłorocznym budżecie. Ulice nasze są nadal i ponownie dziurawe. Jest to jeden z wielu zapewne powodów, aby głosować przeciw absolutorium dla Prezydenta Miasta Jeleniej Góry Józefa Kusiaka.

Absolutorium jeżeli przejdzie, to głosami Klubu Radnych SLD, Klubu Radnych Zofii Czernow i co najmniej jeszcze jednego Józefa. Może też pomóc „nieprzewidziana” absencja jednego z radnych „niezależnych”. Radni ci jednak nie będą głosować za przyjęciem sprawozdania z działalności finansowej Prezydenta Miasta Jeleniej Góry w 2005 roku, tylko za absolutorium dla kolegi Józefa Kusiaka, czyli za sobą. Za swoją dotychczasową pozycją i ewentualną przyszłością. Podziękują w ten sposób swojemu Panu i Władcy za synekury. Za dodatki funkcyjne, za profity w komisjach Rady i innych komisjach „społecznych”. Za zwolnienia od podatku od nieruchomości dla dobrze prosperującej firmy rodzinnej radnego, za chwilowy przynajmniej etat dla innego syna radnego w jednym z zakładów budżetowych, za stały dochód z budżetu gminy przy wiecznych remontach dziurawych jak ser szwajcarski jeleniogórskich ulicach i za korzystną zamianę gruntów – przy czym nie chodzi tu o działki POD. Za byłą i obecną pozycję w Oświacie, za funkcję wiceprezydenta Euroregionu Nysa, za to że miasto doposażyło Szkołę Podstawową nr 13, w której wicedyrektorem jest żona jednego z radnych w nowoczesny sprzęt komputerowy. Głosować za absolutorium mogą ci, którzy uprawiali stale apologię władzy w różnych komisjach kontrolnych i którzy „kroili” pośrednio lokatorów mieszkań Jeleniogórskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na zawyżonych rachunkach za wodę. Głosować mogą syci kuratorzy sądowi i radni, którzy mają satysfakcję, że żony ich są ławnikami sądowymi, czy naczelnikami wydziałów Urzędu Miasta Jeleniej Góry. Głosować za absolutorium na pewno będą prezesi i członkowie rad nadzorczych spółek skarbu państwa, chyba, że się nawrócą. Głosować „ZA” – będą wdzięczni Prezydentowi Miasta Jeleniej Góry i szefowi lokalnych struktur SLD Józefowi Kusiakowi za miejsce na byłej i przyszłej być może liście wyborczej. Za perspektywę miękkiego lądowania jak skończy się kadencja na jakimś stołku w gminnej spółce i w końcu, co starsi, za sprężystą trampolinę (przykładem były radny Stanisław Dziedzic) do spokojnej, ciepłej emeryturki.

Każdy radny niezależny, wolny od zobowiązań, zagłosuje przeciw „absolutorium”. Nie wierzę, że w roku wyborczym, niektórzy radni przyznają się do tego, że walczyli o swoją pozycję, a nie służyli wyborcom i dbali o interes mieszkańców Jeleniej Góry. A interesem mieszkańców Jeleniej Góry jest to, aby finanse gminne szły na równomierny rozwój wszystkich wyborców, a nie tylko tych, którzy wygrali bierne prawo wyborcze. Ja nie mam żadnych skrupułów. Na sesji Rady Miejskiej Jeleniej Góry w dniu 27 kwietnia 2006 r. będę ubrany na czarno. Mam takie dziwne przeczucie, że będzie to drugi historyczny dzień jeleniogórskiego samorządu, po referendum 26.03.2000 r. Tym razem będzie to „pogrzeb” Józefa Kusiaka. Od następnego dnia będę chodził chyba ubrany na jasno. Któż bowiem wyłamie się, przyznając że przed przystąpieniem do wykonywania mandatu radnego mamrotał pod nosem: „Wierny Kusiakowi i prawu partii, ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować wygodnie, pobieżnie i chciwie, mając na względzie dobro mojej rodziny i jej następców”?

Grzegorz Niedźwiecki – radny Jeleniej Góry

lew1@poczta.fm

Prawo dżungli i samoobrona

Prawo dżungli i samoobrona

 

Pewien były mieszkaniec Jeleniej Góry wyjechał z rodziną za chlebem do Grecji. Nie wyjechał na stałe, a przynajmniej tak mu się wydawało; od urodzenie mieszkał w lokalu komunalnym z ojcem. Pech chciał, że ojciec – główny najemca – zmarł gdy ten był w Grecji. Teraz gmina odmówiła mu prawa wejścia w stosunek najmu do swojego mieszkania jako głównemu najemcy i wykupu tego mieszkania, bo w chwili śmierci ojca nie było go w domu, a poza tym – co podkreślano – paszport miał odnowiony w polskiej ambasadzie w Atenach. Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze podtrzymał tą decyzję, mało tego, zapadł już wyrok o eksmisji na bruk niechcianego Polaka z opłacanego i jak zeznali sąsiedzi zamieszkiwanego przez niego lokalu. Dziwny to kraj, w którym obowiązuje prawo banicji Polaków zamieszkałych od urodzenia w Ojczyźnie i importu obywateli z Korei, Białorusi, Ukrainy, Kazachstanu, czy Izraela.

Pewna dziewczyna zdaje już po raz piąty egzamin na wyższą uczelnię, nie wspomnę o wielokrotnym podejściu do egzaminu na prawo jazdy. Uparła się żeby studiować prawo – zamiast zadowolić się jakimiś zaocznymi studiami licencjackimi – a to kosztuje przecież nie tylko zdrowie i energię. Stale brakuje jej punktów, a jak wiemy liczba miejsc na renomowanej uczelni jest ograniczona. Szkolnictwo miało być w Polsce bezpłatne, ale nie stać naszego państwa na powszechne dofinansowanie edukacji, inwestowanie w młodzież – przyszłość narodu. Tak samo nie stać państwa na obniżenie akcyzy na paliwo, tańsze podatki, ZUS-y i energię. Stać za to Sejm na becikowe dla matek i tylko nośne medialnie, opłacalne wyborczo prezenty. Dziwny to kraj, w którym odmawia się prawa do nauki Polakom, a przyjmuje bez żadnych ceregieli na uczelnie z akademikiem i stypendiami studentów z Białorusi.

Pewien lekarz został zmuszony wyjechać za granicę do pracy, bo dyrektor szpitala nie ma pieniędzy na podwyżkę dla niego, a on musi utrzymać pięcioosobową rodzinę. W środkach masowego przekazu przewijają się tematy zastępcze typu jak naród białoruski wprowadzić siłą na drogę demokracji – no chyba siłą skoro 80% Białorusinów jest za „reżimem”, a nam to nie pasuje. Już zapomnieli niektórzy jak ośmieszyli się przypinając pomarańczowe wstążeczki do klap garniturów podczas „pomarańczowej rewolucji” ukraińskiej, nie wspomnę o poparciu dla haniebnej okupacji Iraku i współodpowiedzialności przez to za powolną eksterminację narodu irackiego. W Polsce mamy obecnie prawie 20% bezrobocie, a połowa rodzin żyje w skrajnej nędzy i ubóstwie. Dziwny to kraj, w którym panuje ustrój feudalny, a politycy żyją z uprawiania propagandy krytykującej rzekome dyktatury w innych państwach globu.

Pewien duchowny, a konkretnie ojciec Dyrektor Tadeusz Rydzyk z Radia Maryja i TV Trwam, zostaje publiczne napiętnowany przez „autorytety i pluralistyczne media” za upolitycznienie rozgłośni katolickich i faworyzowanie w swoim imperium medialnym „antysemickich” wypowiedzi oraz tylko „solidarnej” sceny politycznej. Tymczasem „liberalna” opcja polityczna dofinansowała lekką ręką trzy uczelnie katolickie, a w „apolitycznym” programie Tomasza Lisa „Co z tą Polską” produkuje się bp Pieronek. Wkrótce dowiemy się pewnie, że ks. Jerzy Popiełuszko umarł ze starości głosząc ewangelię, Wojsko Polskie i Prezydent RP nie mają żadnego kapelana i w ogóle religii nie ma w szkołach, czy parlamencie. Dziwny to kraj, w którym panuje obłuda, ton demokracji nadaje Bruksela, poprawność polityczną ocenia się z punktu widzenia „postępowego” świata, a normy moralne egzekwowane są na zasadzie ciuciubabki.

Pewien emerytowany generał, a konkretnie były Prezydent RP W. Jaruzelski otrzymał od obecnego Prezydenta RP L. Kaczyńskiego Krzyż Zesłańców Sybiru. Potem się okazało, że ten drugi nie wiedział co podpisuje i ten pierwszy uniósł się honorem i „zwrócił” medal cierpiącym przez niego „dysydentom” w stanie wojennym. Pewna morderczyni wyszła na przepustkę z więzienia i zabiła kolejną ofiarę. Pewien populista, który lubi fotografować się z Millerem, ma być wicepremierem. Rządu nie stać na obiecane minimum socjalne, ale stać na samoloty rządowe i różne przywileje dla VIP-ów. Tak można wymieniać kolejne absurdy, paradoksy i kontrowersje mające miejsce w dzisiejszej rzeczywistości dwulicowej RP. Dziwny to kraj, w którym nie rozlicza się za zbrodnie, wybiórczo wynagradza się za cierpienia, nobilituje się cynicznych przestępców, a biedny Polak w gąszczu dzikich przepisów musi się sam obronić.

Lech Wałęsa wspierając lewą nogę doprowadził do powrotu i łask rządy komunistów. Jak myślicie, kto będzie odpowiedzialny za powrót do łask Unii Wolności i objęcie władzy przez liberałów z PO?

Grzegorz Niedźwiecki

lew1@poczta.fm

Wielkanocne Pisanki

Wielkanocne PiSanki

 

 

Zbliżają się święta, najstarsze i najważniejsze (obok Bożego Narodzenia) w życiu chrześcijan. Upamiętniające śmierć krzyżową i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Wydłuża nam się z wiadomych względów, czas zadumy i refleksji. Czy to oznacza, że mamy nic nie robić? Niczego nie widzieć? Na nic nie reagować? Ależ skądże, bierzmy udział w życiu społecznym, zawodowym i rodzinnym Może kolejność poprzestawiałem? Róbmy to jednak z odpowiednią dozą pokory. I nie dlatego, że ks. kardynał Stanisław Dziwisz apelował do nas o pojednanie – do tanga trzeba dwojga. Ot tak, po prostu, bądźmy ludźmi.

Tytuł niniejszego felietonu można wielorako zinterpretować. Niewątpliwie kojarzy się on z odwieczną tradycją wielkanocną, jaką jest – malowanie jajek. Można to wykonywać techniką woskową, drapaną, za pomocą barwników naturalnych i sztucznych, przykładając matryce lub naklejki. Ja zapamiętałem z chudych lat dzieciństwa, jak mama uczyła nas barwić jajka w łupkach cebuli, ale o tradycjach polskich to może napiszę innym razem.

Pisanki to również nic innego jak to, co robię właśnie, czyli przedświąteczne pisanie. Pisać można różnie i choć powaga sytuacji nie pozwala mi się pastwić nad pisarstwem innych, to nie mogę się oprzeć, aby nie skomentować ostatniego wydania największego tygodnika na Dolnym Śląsku, a mianowicie „Nowin Jeleniogórskich”. Oczom własnym nie wierzyłem jak zobaczyłem w kiosku nowe wydanie nowej/starej gazety. Nieodparcie odniosłem wrażenie, że poniekąd to ja zmusiłem redakcję do zmiany wizerunku gazety swoimi supozycjami typu „Drukowce”, „Prawda”, „Uliczne gwary…” w ostatnich felietonach. A swoją drogą, to żonie mojej się nie podoba szata graficzna nowych Nowin Jeleniogórskich. Mówi, że niczym się teraz nie wyróżniają od innych. Zobaczymy zresztą z czasem, czy zmieniło się tylko opakowanie, czy zawartość, czyli treść. Ufam, że „Blog naczelnego” przypadkiem pojawił się z lewej strony zaplecza okładki i wierzę, że nie będzie kontynuacją niechlubnych tradycji dawnego naczelnego NJ Adama Pierzchały, który pisał tendencyjne „Lewe Narożniki”. Zapraszanie na „dyżury” wiceprezydenta Józefa Sarzyńskiego z SLD nie świadczy raczej o tym. Chwalenie się rokiem 1958 jako inauguracyjnym, również nie jest w tym przypadku strzałem trafionym. Dobra, starczy, rozumiem – Bogu, co boskie; Cesarzowi, co cesarskie – lanie wody będzie później.

Wielkanocne Pisanki można było zapisać także w następujący sposób: „Wielkanocne PiSanki”. Ważą się akurat w tych dniach losy opcji rządzącej. Nie wiemy co będzie z obecnym parlamentem, koalicją władzy i kierunkiem reform. Prawo i Sprawiedliwość z partią agentów i przestępców to dychotomia nie tylko słowna. Samoobrona przed bezprawiem za pomocą witki nie mieści się chyba w planach ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Nie jestem koniunkturalistą, więc mogę sobie pozwolić na parę sugestii. Były wybory. PiS uzyskało w nich więcej niż mogło się spodziewać. Mogło od razu zawiązać koalicję z PO lub Lepperem. Wydano publiczne pieniądze. RozPiSywanie obecnie nowych wyborów jest aberracją totalną. Zemści się w stu procentach na tych, którzy sami nie wiedzą czego chcą. Dyktat bez demokracji, czyli władzy ludu, większości, nigdy się nie sprawdził. Sposób jest prosty, rozbudować struktury PiS o wartościowych ludzi, a nie szantażować społeczeństwo, straszyć święconą wodą i zamykać się w dawnym układzie postsolidarnościowym.

Wszystkim chrześcijanom, wszystkim politykom i wszystkim ludziom dobrej woli, życzę w tych nadchodzących dniach Wielkiego Tygodnia miłych wspomnień i szczerej refleksji nad drugim człowiekiem. Żuru i śledzia bezdomnym, kolorowej pisanki przez cały rok dziennikarzom, kubeł zimnej wody na głowę rządzących, zdrowego rozsądku niektórym barankom i Siudy Baby dla każdego. Zdrowych i Wesołych Świąt Wielkiej Nocy, Smacznego Jajka i pozostałej święconki oraz mokrego śmigusa-dyngusa i szczęścia w gronie rodzinnym. I żeby po świętach nikomu palma nie odbiła;-)

Grzegorz Niedźwiecki

 

Wiosna

Prima aprilis?

 

Otwieram oczy, coś mnie razi. To słońce, jakież jaskrawe, a co za powietrze, inne niż wczoraj, przenikliwe, czyste. Wczoraj to ja chyba spałem, jak stary niedźwiedź, a dziś chyba się obudziłem, bo aż żyć się chce. Hałdy śniegu topnieją w mgnieniu oka, krokusy, przylaszczki i zawilce przebijają się przez skorupę ziemi. Na zboczach sasanki już kwitną. Doznaję dziwnej energii, ochoty do pracy, działania, złączony idealnie z naturą. Wszystko jest inne, ulice suche, ludzie przyjaźni. Kocham wszystkich, nawet wrogów, to szczególny dzień, muszę to odnotować. Nic mnie nie martwi, nic mnie nie goni, świat jest wspaniały, niebo błękitne, przejrzyste, ani jednej chmurki. Ptaki siadają na moim orzechu i szpaki i sikorki i wróble się pojawiają. Słowik, albo skowronek służy mi za budzik z pozytywką. Jakież wszystko jest proste, łatwe i przyjemne w taki dzień, Na Bobrze, niedawno skutym lodem pływają swobodnie dzikie kaczki – krzyżówki lub cyranki i łabędzie, niedaleko piekarnia, kupię im trochę chleba. Na brzegu ropuchy zielone rechoczą. Coraz cieplej się robi, czas zrzucić futro, będzie lżej, aż biec się chce. I rodzina jakaś inna, wszyscy się uśmiechają, są uprzejmi, dziękują sobie, przepraszają się, to jakieś czary. Domy niby stare, ale przyjazne, żywe i psy nie ujadają jak zwykle. Tylko koty się gonią nocą. Krew szybciej krąży, wzrok coraz lepszy, umysł skoncentrowany, pogoda ducha, to zegar biologiczny tak sprawił. Horyzont widać na wiele kilometrów, góry wyraziste, Śnieżka, Śnieżne Kotły, Szybowcowa, wspaniałe z każdej strony, aż chce się wyjść ze swej gawry. Dokąd się spieszyć, po co się denerwować, trzeba nacieszyć się chwilą rozkoszy, bo druga taka będzie dopiero za rok. Co mi tam polityka, co mi tam telewizja, co mi tam pieniądze, tu jest cały wszechświat, tu są tajemnice niezbadane. Każdy piaseczek, każdy kamyczek jest świadkiem jakiejś historii. Każda roślinka jest dowodem przemijania. Jestem wolny, wolny od wszystkiego, czas skończyć z postem, czas tańczyć i bawić się w takt przyrody. Dziś dominują same pozytywne uczucia, dziś przeszłość nie ma znaczenia. Dziś rodzi się nowy dzień, nowe nadzieje, nowe perspektywy. Wszystko jest we mnie, wszystko ode mnie zależy, Bóg mi pomaga. Dzieci się bawią, pinio i psotka rozrabiają, sąsiad pozdrawia szczerze z uśmiechem. Apetyt wzrasta, plany się rodzą i pewność siebie króluje. Zatrzymać czas, marzenie. W głowie mi gra piosenka z dzieciństwa: Pust wsiegda budiet sonce, Pust wsiegda budiet nieba, Pust wsiegda budiet mama, Pust wsiegda budu ja…”

To nie prima aprilis. To wiosna.

G. Niedźwiecki

Dr Jakość i Mr. Cham

Dr Jakość & Mr. Cham

Dr Jakość, biznesmen w dużej firmie korporacyjnej, był wielce szanowanym człowiekiem. Doszedł do czegoś. Zawsze chodził w dobrze skrojonym garniturze, dostojny, wypachniony perfumami najlepszych marek. Wszyscy kłaniali mu się w pas, w końcu to gość. W kościele siadał w pierwszym rzędzie. Na koncertach zresztą też. Otrzymał wiele nagród i dyplomów. Bywał na najlepszych salonach świata i brał udział w prestiżowych balach charytatywnych. Urlop spędzał albo na Hawajach, albo na Majorce. W zimie w Alpach lub Dolomitach. Ciężko pracował. Gdy przychodził do domu, lał żonę, gdy ta mu źle podała obiad, potem obracał się na pięcie i szedł do kochanki. Lubił też młodych chłopców, których znajdował w obcym mieście. Miał trzecią żonę, poprzednie to „niewypał” i jedną córkę, której zapewnił najlepszą opiekę różnych drogich specjalistów, bo sam przecież nie miał dla niej czasu. Praca. Córka ta, chodziła do najlepszych szkół. Wzorem ojca, czas spędzała na młodzieżowych bankietach. Jako nastolatka, poszła na ulicę. Dr Jakość, jak już wspomniałem, miał firmę i luksusowego mercedesa. Nie wspomnę o kierowcy, wielu sekretarkach i prawniku, który umiał omijać prawo podatkowe. Do firmy tej doszedł, płacąc łapówki różnym pośrednikom, ale któż o tym wiedział. Był kryształowo czysty. Prócz fachowców i specjalistów, zatrudniał w niej na czarno Pana Chama, który sprzątał plac za marne grosze. Czasem dostał kopniaka w tyłek od Dr, tak dla hecy. Pewnego dnia Dr Jakość zwolnił Pana Chama, bo wyczuł od niego woń alkoholu. Oszczędził przy tym pieniądze na wypłatę dla Chama i w to miejsce zatrudnił następnego bezrobotnego, których nie brakowało na rynku. Dr Jakość lubił otaczać się ludźmi. Z kręgu najbliższej rodziny lub z tzw. wyższej sfery. Reszta to był dla niego plebs.

 

Pan Cham, miał pięcioro dzieci, wierną żonę i kilka zwierzaków. Ludzie pluli na niego, bo był lumpem i alkoholikiem. Zbierał puszki, makulaturę, a za zarobione pieniądze kupował dzieciom cukierki. Często zabierał je na plac zabaw, a wieczorem opowiadał im bajki. Wszystkie pięcioro wyrosło na porządnych ludzi. Czasem nie wrócił do domu, przysnął w kartonach, popiwszy za dużo. Bywał też na izbach wytrzeźwień, za, które trzeba było słono płacić. Był uczuciowym chłopem, przerażał go niesprawiedliwy świat, brak pracy i lęk o przyszłość. Zawsze jednak dzielił się ostatnim papierosem z kompanami od kieliszka i rzucił jakiś grosz na tacę. Chodził w łachmanach z Caritasu lub ktoś mu podarował starą kurtkę. Zgred, bo tak na niego mówili, był od przynieś, podaj, pozamiataj. Nie żalił się jednak nigdy na swój los. W domu nie brakowało jedzenia. Jak trzeba było, to wstawał w nocy i szedł stróżować na czarno. W dzień imał się różnych zajęć, a to komuś wsypał węgiel do piwnicy, a to pozamiatał podwórko. Pan Cham pił tylko za swoje pieniądze i tylko za tzw. zaskórniaki. W domu nie szedł spać bez umycia się, a z żoną do łóżka bez kąpieli i to zawsze na trzeźwo. Do posiłku siadali całą rodziną, a przed jego spożyciem zmawiali pacierz. Co dwa tygodnie się spowiadał, choć nie zarzekał się, że skończy z piciem. Nikt w życiu nie cierpiał z jego powodu, nikomu nie zrobił krzywdy, ale był wyrzutkiem społeczeństwa. Cham był wrażliwy na ludzką biedę i nieszczęście mimo, iż sam był nędzarzem. Zawsze ruszał z pomocą, gdy trzeba było kogoś ratować, nie oszczędzał zaś krytyki złodziejom. Był naiwniakiem, dawał się okradać, ale żona nie musiała pracować. Był lumpem, bo nie miał szkoły. Był gnojem, bo dawał sobą pomiatać. Pan Cham był z gorszej gliny, ale nigdy nikomu nie zazdrościł.

 

Pewnego dnia, tego samego, obaj umarli. Dr Jakość na zawał, a Pan Cham zapił się na śmierć. Spotkali się na sądzie ostatecznym. Dr Jakość usiadł z przodu, Pan Cham skrył się w kącie. Zapadły wyroki. Pięknie wyglądasz, ale serca nie masz i jednym ruchem ręki strącił Sędzia Najwyższy Dr Jakość do Szeolu. Pan Cham stanął przed Sędzią Najwyższym skuliwszy głowę, a ten rzecze do niego: strasznie cuchniesz, ale duszę masz czystą i wtem zawyły syreny, a aniołowie porwali go na łono Abrahama.         

                         Grzegorz Niedźwiecki

Drukowce

Drukowce

 

Mam gazetkę drukowaną, co ma cztery rogi,

kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi.

Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie wydrukuję,

a rubryczkę drukowaną swemu człekowi podaruję.

 

Mam gazetkę drukowaną, wszystkie cztery rogi,

kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi.

Tego kocham, tego lubię, tego obsmaruję,

a rubryczkę drukowaną sobie podaruję.

 

Paparazzi są to takie istoty, które bawiąc się w dziennikarzy wyrządzają wiele zła społeczeństwu i swojemu środowisku, zamiast realizować założenia czwartej władzy. Są to ludzie ułomni intelektualnie, amatorzy dziennikarstwa – z reguły po maturze. Nie mając zdolności twórczych i intelektualnych, idą na skróty szukając sensacji, które zajęłyby umysł czytelnika. Gorzej gdy robią to na czyjeś zamówienie. Paparazzi zaniżają wartość prasy, ograniczając się do skandali dla zwykłego proletariatu. Często stosują niewybredne skróty myślowe. Podobne techniki opanowali przy robieniu zdjęć. Na przykład od dołu. Gazeta redagowana przez paparazzich, choćby była największa, jest zwykłym świerszczykiem dla oka, ubogim w treści ogólnospołeczne, ważne i aktualne. Paparazzi często naruszają dobra innych osób, a potem nie mają odwagi poczynić sprostowania lub zamieścić odpowiedzi, polemiki – zgodnie z prawem prasowym. Na takich działaniach korzysta tylko skorumpowana władza, która w natłoku anarchii informacyjnej czuje się anonimowo ze swoim bezprawiem. Paparazzi często świadomie „liżą tyłek” władzy, oni są współodpowiedzialni za zły stan rzeczy. Paparazzi wychowuje czytelnika według własnych kryteriów, nie odczuwając dysonansu moralnego. Strach zacząć z paparazzimi; boją się tego zwłaszcza osoby publiczne. Na Dolnym Śląsku mamy wielu paparazzich. Obraził bym jednak większość rzetelnych dziennikarzy, gdybym powiedział, że znaleźć ich można ze świeczką. Żeby nie wymieniać z nazwy drukowców, podam tylko kilka pozytywnych przykładów. Z dzienników, jedyne zresztą rodzime „Słowo Polskie – Gazeta Wrocławska” stosunkowo neutralnie zajmuje się działalnością pisarską. Rzadko kiedy popełnia błędy i szkoda, że nie ma konkurenta na naszym rynku. Byłaby lepsza skala porównawcza. Na zachodzie ponadto, liczące się dzienniki mają objętościowo większe wydania. Z tygodników, ostatnio zeszła na rynek jeleniogórski „Gazeta Powiatowa”. Śmiało dokopuje tej, czy innej zapyziałej władzy. W Internecie natomiast, z ochotą czytam „Panoramę Dolnośląską”. Gołym okiem widać profesjonalizm dziennikarski. Z nośników informacji słuchowej, już tylko „Radio Złote Przeboje” wydaje się być niezależne. Może właśnie dlatego, że miejsce polityki zajęła muzyka. I to dobra. Telewizja? Była kiedyś „Telewizja AVAL”. Redaktora Artura Zakrzewskiego oglądam czasem w TVN-ie 24. Co to jest, że co lepszych dziennikarzy wymiata z tej czerwonej doliny?

Reasumując paparazzi niczym hieny czekają na „trupa”, pogrzebią nawet najbardziej wartościowe istoty społeczne. Dla paparazzich liczy się tylko tragi-komedia, bez względu na ofiary i interes ogółu. Dobro społeczne ważne jest tylko wtedy, gdy „realizuje” je władza. Hasło „krew to życie” rozumują poprzez dodanie jednego łącznika… „krew to pieniądz – pieniądz to życie”. Cóż się więc dziwić szarej rzeczywistości? Takie mamy Polaków oblicze – jakie ich chowanie.

Grzegorz Niedźwiecki